Na stacji kupiłam sobie szczoteczkę do zębów, którą od razu wpakowałam do kieszeni i kawę, która była okropna, swoją drogą. Miałam jeszcze 10 minut więc wyszłam z klimatyzowanego pomieszczenia i usiadłam na jednej z drewnianych ławek. Postawiłam styropianowy kubek obok i wyciągnęłam nogi, zamknęłam oczy i wystawiłam twarz w kierunku słońca. Idealnie. Do czasu, aż jakieś wielkie cielsko nie zasłoniło mi promieni słonecznych. Nie uchylając nawet jednej powieki mruknęłam:
- O Boże. Zaraz się zacznie.
- Aż tak mnie nie lubisz?- spytał mnie Fabian z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy. Szybko otworzyłam oczy i normalnie usiadłam. Byłam święcie przekonana, że to Konarski. Wyrwał mi się nerwowy chichot.
- Chodziło mi bardziej o to, że znów posypią się żarty i śmiechy, a mnie zaczną boleć wszystkie mięśnie.
Drzyzga usiadł obok mnie opierając łokcie o kolana. Promienie słoneczne igrały w jego czarnych włosach.
- Będziesz musiała się przyzwyczaić, bo to jest norma. Jesteśmy jak przerośnięta banda szóstoklasistów.
- Myślę, że nie będę miała z tym większego problemu- uśmiechnęłam się do niego ciepło. Gdy odwzajemnił mój uśmiech i spojrzał mi w oczy nie wiedziałam kiedy i zaczęłam mu się zwierzać.- Sama się tak zachowywałam na treningach, wyjazdach, ba! Nawet na meczach potrafiłam być na tyle wyluzowana, żeby pomiędzy setami pożartować. Byłam największym klaunem drużyny, wystarczyło tylko głupie spojrzenie. Taki urok siatkówki. Zawsze idzie w parze z zabawą, śmiechem i pajacowaniem... Niestety, wypadek wszystko zmienił- szepnęłam.- Wywrócił moje życie do góry nogami, a ja nie potrafiłam poznać samej siebie. Przez cały czas zachowywałam się jak robot. Studia, nauka, egzaminy. Nic nie zostało z charyzmatycznej, energicznej, pełnej życia dziewczyny z marzeniami.
- Oszukujesz samą siebie- wtrącił spokojnie.
- Co proszę?- spojrzałam na niego zaskoczona.
- Oszukujesz samą siebie- powtórzył.- Ta dziewczyna nadal w tobie jest, tylko zamknęłaś ją głęboko w sobie. Odcięłaś się od niej, bo stwierdziłaś, że nie może ona normalnie żyć bez siatkówki. Pokazałaś w autokarze swoją prawdziwą naturę. Zabawna, bystra, zadziorna, uparta, taka na prawdę jesteś. Z siatkówką czy bez. Przyjmij to do wiadomości. Już nie możesz zmienić tego, że nie możesz trenować. Musisz się przyzwyczaić. Pogodzić ze stanem rzeczy i ruszyć dalej- powiedział po czym wstał i odszedł.
Tak po prostu. Wygłosił przemowę i zostawił mnie wbitą w ławkę, z oczami jak pięć złoty, szczęką na kolanach i poszedł. Jak śmiał wytykać mi rzeczy, o których nie ma bladego pojęcia! Nie przeżył tego co ja, nie doświadczył tego na własnej skórze. Musiałam jednak przyznać, że mnie przejrzał. Taka była prawda. Okłamywałam samą siebie, że się zmieniłam, że nie mogę być taka sama bez siatkówki, tyle lat iż w końcu uwierzyłam we własne kłamstwa. Ja się nie zmieniłam, ja udawałam. Przed sobą i innymi. I choć moja podświadomość szeptała mi, że to co robię jest chore i niewłaściwe, spychałam ten głos do najdalszych zakątków rozumu. Byłam zbyt rozżalona, rozgoryczona i zła, by wziąć się w garść i żyć dalej. Potem było już za późno i zbyt trudno by to zmienić.
Fabian.
Wiedziałem, że z każdą dziewczyną powinno się postąpić inaczej. Pocieszyć, zapewnić, że będzie lepiej, powiedzieć 'czas leczy rany'. Każdej prawdopodobnie byłoby lepiej, choć w głębi duszy wiedziałaby, iż te obietnice są tylko pustymi słowami. Ale Ania nie jest każdą. Jest bystra i twarda. Nie dla niej są te kłamstwa. Podświadomość szeptała do mnie: To co powiedziałeś było okrutne. Ale prawdziwe, a jej potrzebny jest ktoś, kto powie prawdę. Nawet tę okrutną.
Nie będzie lepiej. Już zawsze będzie jej tego brakować, już zawsze będzie patrzeć z iskierkami zazdrości i smutku w oczach na każdego kto trenuje. Wiedziałem również, iż na początku będzie na mnie zła ale z czasem zrozumie, że powiedziałem to co ona wie już od dawna.
- Moja mała blondyneczko! Czy ty o tym wiesz!- zaczął się drzeć Pit na widok wchodzącej do autokaru zamyślonej Anki, skutecznie wyrywając i mnie, i Plińską z głębokich rozmyślań.
- Cóż mam wiedzieć Cichy Picie?- spytała z zadziornym uśmiechem na twarzy.
- Nie bądź taki Cichy Pit!- zaryczał Kosa nawiązując do piosenki Kasi Sobczyk.
- Skończcie. Nie mam siły się śmiać!- zaprotestowała Ania.
- Co powiesz na partyjkę tysiąca?- zapytał Grzesiek ze skrytą nadzieją w głosie.
Ania wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
- Czemu nie. Kto gra z nami?
- Ja!- krzyknął nadzwyczaj pobudliwy dziś Nowakowski.
- Ja też- zdecydowałem szybko.
- Ja mogę być sędzią- zaoferował się Igła.
- Tylko dochodzi jedna zasada- ostrzegł Kosa.- Wygrywający jedną turę musi odpowiedzieć na jedno pytanie, zadane przez gracza z najmniejszą ilością punktów, w danej turze.
Konarski zwrócił uwagę, że zaczynam grać i spytał:
- Serio? Tysiąc przeplatany z '21 pytań'? Co to, podstawówka?
- Ty, Konarski, na pewno!
Kosa wprawnym ruchem potasował talię i rozdał. Nie dostałem najlepszych kart ale coś dam radę ugrać. Rozejrzałem się po towarzystwie. Grzesiu miał twarz pokerzysty, Anka zadziorny uśmieszek, a Pit wyglądał jakby nie wiedział co tu robi. Oczywiście Piotrek przegrał, a ku zdziwieniu wszystkich, wygrała Ania.
- To ja zadaję pytanie!- krzyknął podekscytowany przegrany.
- Boże, jesteś taki zadowolony z tego powodu, że śmiem twierdzić iż zrobiłeś to specjalnie- zaśmiała się.
- Możliwe- stwierdził Pit, po czym założył nogę na nogę, na kolano położył sobie rękę, wolną dłonią przejechał po włosach. Wydął usta, przymrużył oczy i piszącym głosem spytał:- Twój ideał mężczyzny, Aniu?
Parsknąłem śmiechem kiedy usłyszałem jego głos. Anka uniosła brwi, w geście zaskoczenia lecz opanowała się i mruknęła:
- To będzie dłuuugi tydzień.
Ania:
Miałam rację. To był bardzo długi tydzień. Długi i męczący. Choć nie mogę narzekać, bo wyśmiałam się za wszystkie czasy. Z Poznania wróciliśmy z pucharem. Niby nie był on ważnym trofeum ale trener powiedział siatkarzom, że mają walczyć o niego i cieszyć się nim po wygranej, jakby był najważniejszym w ich karierze. I tak też zrobili.
Już coraz rzadziej widziałam krzywe spojrzenia w moim kierunku. Wiedziałam, że potrzebują czasu aby przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Codzienne treningi dostarczyły mi wielu informacji o zespole. Coraz pewniej i lepiej czułam się w towarzystwie siatkarzy. Dni były przepełnione ciężką pracą, żartami i rozmowami. Każdego wieczoru w mojej głowie kłębiły się różne myśli. O Fabianie, jego tyradzie, o siatkówce, o ojcu, o siatkarzach. W końcu doszłam do wniosku, że Drzyzga ma cholerną rację. Czas ruszyć do przodu ze swoim życiem. Muszę pogodzić się z prawdą. Nie ma już miejsca dla mnie w świecie siatkarzy. Lecz wciąż jest miejsce w świecie siatkówki. Poczułam się jakby stu kilowy kamień spadł mi z serca. Uśmiechnęłam się jak głupia sama do siebie.
Zrozumiałam to kiedy czekałam na sztab i siatkarzy na hali w Radomiu, tuż przed meczem. Trybuny zapełniały się kibicami w barwach swojego ukochanego klubu. Śpiewali, rozmawiali i bawili się kiedy koło mnie stanął Drzyzga, układający swoje rzeczy. Zawsze pierwszy wychodził z szatni. Jego czarne włosy były wilgotne od wody, a oczy przytomne od tremy. Spojrzałam na niego z głupkowatym uśmieszkiem. Całkowicie mi odbiło.
- Co się tak uśmiechasz?- spytał uśmiechając się półgębkiem.
Nie myśląc co robię, rzuciłam się mu na szyję. Ścisnęłam go mocno i szepnęłam:
- Dziękuję, że otworzyłeś mi oczy.
Poczułam jak jego silne ramiona przyciągają mnie jeszcze mocniej.
- Zawsze do usług- odszepnął z twarzą skrytą w moich blond włosach.
Nagle usłyszeliśmy głośne chrząkanie. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
Metr od nas stał Igła z rękoma założonymi na klatce i cwaniackim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- No zakochańce. Ja nikomu nic nie powiem ale na przyszłość radzę obściskiwać się w mniej publicznym miejscu.
- My się w cale..
- Ja tylko..- weszliśmy sobie w słowo z Fabianem.
Igła tylko ze śmiechem pokręcił głową i przeszedł obok nas. Strzeliłam sobie otwartą dłonią w czoło.
- Jaka kompromitacja- syknęłam.
- Mogło być gorzej- stwierdził Fabian z pochyloną głową i rękoma opartymi na biodrach.
- Nie mogło.
- Mogło nam się przyglądać stado rudych, czarnoskórych chińczyków z aparatami w rękach.
Parsknęłam śmiechem.
- Umiesz człowieka pocieszyć- powiedziałam przechodząc koło niego. Nie mogłam się oprzeć i rozczochrałam mu włosy po czym szybko uciekłam. Wtedy się zaczęło.
Drzyzga dogonił mnie szybciej niż myślałam. Już po chwili leżałam na podłodze, a on gilgotał mnie po brzuchu. Szamotałam się jak szalona ale to nic nie dało. Za każdym razem gdy próbowałam wstać on przytrzymywał mnie i nie dawał żadnych szans. Nie wiem jak dałam radę mu się wyrwać. Lecz moja ucieczka nie trwała zbyt długo. Po chwili leżałam jak przerzucony worek ziemniaków na jego barku. Biłam go zaciśniętymi pięściami po plecach ale na nim nie zrobiło to żadnego wrażenia. Po chwili przestałam i spytałam przez zęby:
- Mógłbyś mnie postawić.. proszę?
- W twoich marzeniach.
- Ale ja serio się pytam.
- A ja serio odpowiadam.
Uparty osioł. Wzniosłam tylko oczy do nieba i westchnęłam. Cóż, muszę poczekać na trenera aż go ogarnie. Na szczęście długo czekać nie musiałam. Po chwili usłyszałam rozbawiony głos Kowala.
- Drzyzga! Ogarnij się! Mecz przed tobą, porozciągaj się, a nie panią psycholog podrywasz. No chyba, że wolisz spędzić ten mecz na ławce!
Fabian, potulnie jak baranek, podszedł do krzesła z moim zeszytem i jednym zgrabny ruchem posadził mnie na krześle. Skłonił się jak szesnastowieczny rycerz z szelmowskim uśmiechem.
- Pani wybaczy. Obowiązki wzywają- powiedział po czym odwrócił się na pięcie i czmychnął do innych, rozciągających się już siatkarzy.
Po pewnie wygranym przez nas meczu, ruszyliśmy w kierunku Rzeszowa. Było już późno, wszyscy byli zmęczeni, więc obyło się bez muzyki, krzyków i żartów. Cały tył autokaru już spał kiedy usłyszałam wibracje czyjegoś telefonu. Niespodziewanie wybudzony ze snu Fabian, niemrawo odebrał telefon.
- Halo?- mruknął cicho.
Wcale nie chciałam podsłuchiwać. Tak po prostu usłyszałam resztę rozmowy.
- Ej, ej, ej! Chyba ci odwaliło, że robisz mi awanturę o Anie- powiedział zdenerwowany.
O mnie?
- Zabawne, że czepiasz się o moją psycholog, podczas gdy ty mieszkasz w Warszawie i Bóg jeden wie co tam robisz... Nie, nie posunąłem się za daleko. Tak właśnie myślę.. Ooo, proszę cię, nie melodramatyzuj!... Ach, uwielbiasz grać biedną mała mróweczkę. Sama się nakręcasz... No i dobrze! Płakać nie będę!- szepnął zdenerwowanym tonem. Słychać był jak coś upada na fotel, prawdopodobnie telefon.
Przygryzłam wargę, niepewna czy powinnam się odezwać. Już otwierałam buzię, żeby zacząć rozmowę lecz w ostatniej chwili zrezygnowałam. Postanowiłam, że pozwolę mu ochłonąć.
Zamknęłam oczy i próbowałam przysnąć na pozostałe dwie godziny drogi lecz myśli kołatając się w mojej głowie uniemożliwiały mi sen. Jak ona się dowiedziała? Ktoś zrobił zdjęcie i wrzucił do internetu? Była zazdrosna? Czy ona go rzuciła? Z resztą, to mnie WCALE nie obchodziło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;p
Ale gniooot mi wyszedł z tego rozdziału xD
Aż strach się przyznawać, że to ja to pisałam ;)
Wybaczcie, że tyle kazałam wam czekać
ale brak weny i chęci mnie dopadł ;p
Do następnego ;*
Justyna ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz