16 października 2013

Rozdział 7.

Weszłam do domu zatrzaskując drzwi. Oparłam się o nie plecami i zsunęłam się na podłogę. Nie miałam już siły wstrzymywać łez. Pociekły ciurkiem po moich policzkach. Zaczęłam głośno szlochać. Rzuciłam torbę na jasno-drewnianą podłogę, w kąt holu. Kulejąc weszłam po schodach do swojego pokoju. Znów trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko. Drżącymi rękoma zdjęłam z siebie Jego bluzę. Ryczałam jak małe dziecko, a moim ciałem wstrząsały kolejne spazmy. Nie mam pojęcia czemu tak rozpaczałam. Właściwie go nie znałam. Po prostu zakochałam się w tych szarych oczach już pierwszego dnia. Choć uświadomiłam to sobie dopiero przed chwilą. Nawet gdyby był największą łajzą na świecie, ja dalej byłabym w nim zakochana. Zasnęłam pomiędzy jedną falą łez, a drugą. Śniły mi się szare oczy. Była w nich nadzieja, gniew, niemoc i ból.. Ból spowodowany moim odtrąceniem. Te wszystkie emocje kłębiły się w jednych oczach.
Obudziłam się parę minut po ósmej. Czułam, że moje kolano jest odrętwiałe. Poszłam wziąć szybki prysznic. Ubrałam swój codzienny zestaw czyli dresy i zwykły top na ramiączkach. Umyłam zęby i zmyłam resztki makijażu który zasechł na mojej twarzy jak dwa wodospady. Zeszłam do kuchni, żeby wstawić wodę na kawę. Na stole zauważyłam kartkę. Pisało na niej:

'Droga Aniu,
Musiałem wyjechać do Londynu w sprawach służbowych.
Wiem, że powinienem się pożegnać ale szef mnie popędzał.
Będę w następną sobotę.
Kocham Tata.'

Już tyle razy mu mówiłam, że w tych czasach nie pisze się 'Droga/Drogi', że aż mi się znudziło. Czekając na wodę stanęłam przy drzwiach na taras. Przed wejściem leżała Teki, błagalnie patrząc na mnie, żebym ją wpuściła. Otworzyłam drzwi i wpuściłam ją do środka. Ta od razu wleciała do kuchni i klapnęła zadkiem koło lodówki. Poprawiając wycieraczkę przypomniałam sobie o kluczach od auta. Poszłam więc po nie. Leżały tam gdzie powiedział Fabian. Lecz koło nich leżało coś o czym nie wspominał. Mała kartka zgięta na pół zaadresowana do mnie. Kluczyki schowałam w kieszeni, a papier rozłożyłam trzęsącymi się palcami.

'Don’t you ever say I just walked away 
 I will always want you..'

W oczach znów stanęły mi łzy. Tekst napisany był drżącą ręką. Miejscami papier był przerwany, bo za mocno przycisnął długopis do kartki. Gdzieniegdzie dało się zobaczyć wyschnięte plamy po łzach. Oczami wyobraźni widziałam jak się męczy z napisaniem tego na desce rozdzielczej swojego Audi, jak nerwowo ociera ręką twarz. Zacisnęłam mocno powieki, ostatni raz próbując powstrzymać łzy. Weszłam do domu i wyłączyłam czajnik. Chyba straciłam ochotę na kawę. Poszłam do swojego pokoju utykając, oczywiście towarzyszyły mi łzy na twarzy. Weszłam do swojej sypialni i pierwsze co zrobiłam to zaczęłam szukać jego bluzy. Znalazłam ją pod kołdrą leżącą na podłodze z nieznanego mi powodu. Szybko nałożyłam ją na siebie i wciągnęłam głęboko zapach Jego skóry, perfum i żelu pod prysznic. Zabójczo odurzająca mieszanka.
Łzy nadal płynęły mi ciurkiem po twarzy. Czułam nadchodzący ból głowy, więc sięgnęłam po Ibuprom który połknęłam bez wody. Po paru minutach uspokoiłam się na tyle, żeby wykonać telefon do Kowala. Potrzebuję wolnego. Zwaliłam całą winę na kolano, które właściwie nie bolało. Było tylko odrętwiałe. Dostałam wolne do soboty pod warunkiem, że wstawię się na pierwszym meczu Asseco w Lidze. Dzień minął mi nijako. Łaziłam z kąta w kąt nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Obejrzałam przegrany przez nas mecz. Za każdym razem kiedy kamera łapała Fabiana, serce ściskało mi się z żalu. Zaniepokojona kontuzją Igły chciałam do niego zadzwonić, lecz zrezygnowałam z tego pomysłu bardzo szybko.
Kolejne dni mijały mi w takim samym zabójczo wolnym i melancholijnym tempie. Kiedy przyszedł piątek bałam się. Wzięłam prysznic, umyłam i wysuszyłam włosy po czym związałam je w kok, rzęsy pomalowałam tuszem. Nałożyłam jak zwykle czarne jeansy, biały top, bluzę Asseco i białe conversy. Wypiłam kawę i wiedziona impulsem złapałam długopis i kartkę. Napisałam na niej:

'Yeah, I just closed my eyes and swung 
Left me crashing in a blazing fall 
All you ever did was wreak me..'

Włożyłam papier do kieszeni Jego bluzy. Przewiesiłam ją przez ramię i wyszłam z domu. Pogoda nie była najpiękniejsza ale przynajmniej nie padało. Jechałam wolno i ostrożnie ze względu na kolano. W okolicach Podpromia już zaczęły się robić małe korki choć była jeszcze godzina do rozpoczęcia spotkania. Zaparkowałam auto i pokuśtykałam do wejścia głównego gdzie kłębił się tłum rzeszowian.
- Ania!- usłyszałam swoje imię zniekształcone przez obcy akcent. Rozejrzałam się i zobaczyłam Achrema stojącego na parkingu dla pracowników. Pokazywał mi ręką, żebym podeszła.
- Hej Olieg!- przywitałam się podchodząc do niego.
- Mów mi Alek. Czemu nie parkujesz tutaj?
- Byłam zbyt leniwa, żeby pójść odebrać swoją kartę pracownika. Dziś to zrobię.
- Choć, skorzystamy z wejścia dla pracowników.
Jak powiedział tak zrobiliśmy. Kiedy szliśmy przez długi korytarz spytał mnie z troską w głosie:
- Jak twoje kolano?
Spojrzałam na nie i zmarszczyłam brwi.
- Coraz lepiej. Już mnie tak nie boli udo ale czuję, że mam odrętwiałą nogę. Gotowy na wygraną?- zagadnęłam chcąc zmienić temat.
- Pff! Oczywiście!- odparł z cwaniackim uśmiechem.
Zatrzymaliśmy się pod drzwiami do szatni siatkarzy.
- Czas na ciebie. Pogadamy jeszcze na hali- powiedziałam na odchodne.
- Ania..- zawołał mnie.- Nie przejmuj się zdaniem niektórych chłopaków- powiedział i wszedł do szatni.
Łatwo mówić, odpowiedziałam mu w myślach. Wolnym krokiem doszłam do hali która pomału zaczęła wypełniać się kibicami. Kowal już kręcił się z niektórymi siatkarzami. Jak zawsze odpicował się w elegancki czarny garnitur. Podeszłam do niego i przywitałam się. Oczywiście zapytał się jak z kolanem, a moja odpowiedź brzmiała tak samo jak w przypadku Alka. Pomogłam przynieść piłki do rozgrzewki, ręczniki, picie i inne rzeczy które będą później potrzebne. Kiedy w końcu usiadłam na horyzoncie pokazał się Igła z okrzykiem:
- Pani Psycholog! W ostatniej chwili!- wykrzykiwał ze śmiechem. Za nim ciągnął się Fabian, który na mój widok jeszcze bardziej zmarkotniał, o ile to w ogóle możliwe. Z kolei moje serce zaczęło szybciej bić gdy tylko go ujrzałam.- Potrzebna nam pomoc dla Drzyzgi! Chłopak nam się rozpada na oczach!
Wywróciłam oczami. Wariat. Ale miał rację Fabian nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. Zaśmiałam się sztucznie chcąc rozładować atmosferę.
- Ty też się rozpadasz, staruszku!- zażartowałam.
- Ja staruszkiem?- zapytał podchodząc do mnie.- Jam być młody bóg!- zaczął się śmiać i wygłupiać. No nie szło nie zawtórować mu w śmiechu. W końcu zakończył swoje wygłupy i poszedł się rozciągać. Rozejrzałam się po hali. Fabian rozciągał się zaraz za ostatnim krzesełkiem z daleka od innych. Wszyscy właściwie zaczęli koncentrować się na przygotowaniach do gry. Złapałam szarą bluzę i podeszłam do melancholijnego Drzyzgi. Nie zauważył mnie dopóki nie szepnęłam jego imienia. Zerwał się na równe nogi i stanął w dość dużej odległości ode mnie jakby się czegoś bał. Ze zdziwienia uniosłam brwi.
- Zapomniałam ci oddać- zaczęłam podając mu bluzę. Kiwnął tylko głową i odłożył ubranie na krzesło. Zachodziłam w głowę jak mam zacząć z nim rozmawiać i postanowiłam, że pójdę na spontan.- Fabian.. nie chcę, żeby to co między nami zaszło, wpłynęło na twoją grę czy samopoczucie. Oboje musimy się pogodzić ze stanem rzeczy...
- Jaki jest w tym sens?- przerwał mi ostrym szeptem.- Skoro i ja, i ty chcemy spróbować..
- Taki, że masz dziewczynę!- ja nie przerwałam mu tak cicho jak on. Muszę się opanować. Wzięłam oddech.- Nawet jeżeli mieszka w Warszawie. Nie potrafię odbić chłopaka innej. Nie jestem taka.
Odwróciłam się i odeszłam. Zostawiłam go wzburzonego. Usłyszałam tylko jak rzuca, prawdopodobnie bluzą i cicho klnie. Wróciłam do mojego krzesła, chwyciłam swój zeszyt i długopis. Zaczęłam udawać, że notuję, a tak naprawdę zaczęłam ze złością bazgrać po kartkach. Niestety nie dali mi się długo po wyżywać na papierze. Zaczęliśmy mecz a koło mnie usiadł 'El Konan'.
- Mam nadzieję, że trener mnie wpuści na trochę- szepnął z nadzieją.
Przewróciłam kartkę w zeszycie.
- Na pewno cię wpuści jeżeli ma trochę oleju w głowie.
Oglądałam mecz z zaciśniętymi kciukami. Widać było jeszcze brak zgrania ale to było normalne. W końcu trener zadecydował wpuścić na parkiet Dawida i Fabiana. Oboje dobrze grali. Zaczynali się ze sobą dogadywać również na boisku. Drzyzga dobrze zagrywał do Veresa który lubi szybką grę. Technika Peter'a mnie porażała. Było mało błędów z jego strony. Wygraliśmy mecz pierwszej kolejki z czego wszyscy byli zadowoleni. Oczywiście pojawiały się obawy, że BBTS zbyt dobrze sobie z nami radził ale sądzę, że jak na pierwszy mecz poszło bardzo dobrze. Siatkarze zadowoleni ze zwycięstwa podchodzili do swoich żon, dziewczyn i dzieci którzy siedzieli zaraz za nami. Igła  miał swoje rzeczy na krzesełku obok mnie.
- Oho! Moniśka przyjechała- powiedział skwaszony Krzysiek.
- Jaka Moniśka?- spytałam zdezorientowana rozglądając się.
- Dziewczyna Fabiana. Nie chce się przeprowadzić do Rzeszowa. Podobno studiuje w Wa-wie.
Wtedy ją zobaczyłam. Czarne włosy, mocny makijaż, opalenizna. Miss Warszawy jak nic. Przytulała się do młodego Drzyzgi który miał na twarzy wymalowaną radość lecz ta radość nie sięgała szarych oczu. Dziewczyna dalej była do niego przyklejona jak pijawka kiedy wbiła się w jego usta swoimi. Odwróciłam wzrok.
- Mam nadzieję, że jej przyjazd coś zdziała, bo Fabian chodził jak struty przez bity tydzień.
Nie mogąc dłużej wytrzymać szepnęłam do niego:
- Pogadam z nim jutro, na treningu przed wyjazdem do Poznania- obiecałam łamiącym głosem.- Cześć.
Wyszłam z sali szybkim, utykającym krokiem. Rzuciłam swoją torbę na siedzenie pasażera i oparłam czoło o kierownicę. Muszę z niego zrezygnować, bo z tego nie wyjdzie nic dobrego. Jeżeli z nim będę, ucierpi niewinna dziewczyna, a jeżeli się nie zgodzę, cierpieć będę ja i Fabian. Żadne wyjście mnie nie satysfakcjonowało.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;p 
Dziś kiepsko był z weną, więc i rozdział dupny ;[
oddaję 7 w wasze ręce ;d
do następnego ;) 

Justyna ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz