30 października 2013

Rozdział 9.

Kiedy zatrzymaliśmy się na pierwszym (i jedynym) postoju, byłam wdzięczna za okazaną mi łaskę. Poczułam się jak uczennica gimnazjum na wycieczce. Wypadłam z autokaru i zaciągnęłam się świeżym powietrzem. O ile powietrze na stacji benzynowej przy autostradzie można nazwać świeżym. Była śliczna pogoda. Słońce, gdzieniegdzie chmurki i delikatny jesienny wietrzyk. Drzewa już zaczynały przybierać ciepłe barwy, niewiele pozostało zieleni. Wszystko zwiastowało przybycie jesieni. Kiedy próbowałam się uśmiechnąć, zobaczywszy parę wróbli bawiących się na ledwo żyjącym krzaczku tui, poczułam, że moje policzki odmawiają posłuszeństwa, a mięśnie brzucha bolą niemiłosiernie. A to wszystko przez moich towarzyszy podróży. Kompletne szaleństwo. Pit nie przestawał puszczać dzikiej muzy, Fabian gadał jak nakręcony, Dawid ciągle żarł, Igła zarzucał nas żartami, a Kosa podpuszczał Penchev'a żeby powtarzał 'Szedł Sasza suchą szosą' czy też' 'Chrząszcz brzmi w trzcinie..'. Oni wszyscy zachowywali się jak niestabilne emocjonalnie piętnastolatki. Chwilami nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać.
Na stacji kupiłam sobie szczoteczkę do zębów, którą od razu wpakowałam do kieszeni i kawę, która była okropna, swoją drogą. Miałam jeszcze 10 minut więc wyszłam z klimatyzowanego pomieszczenia i usiadłam na jednej z drewnianych ławek. Postawiłam styropianowy kubek obok i wyciągnęłam nogi, zamknęłam oczy i wystawiłam twarz w kierunku słońca. Idealnie. Do czasu, aż jakieś wielkie cielsko nie zasłoniło mi promieni słonecznych. Nie uchylając nawet jednej powieki mruknęłam:
- O Boże. Zaraz się zacznie.
- Aż tak mnie nie lubisz?- spytał mnie Fabian z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy. Szybko otworzyłam oczy i normalnie usiadłam. Byłam święcie przekonana, że to Konarski. Wyrwał mi się nerwowy chichot.
- Chodziło mi bardziej o to, że znów posypią się żarty i śmiechy, a mnie zaczną boleć wszystkie mięśnie.
Drzyzga usiadł obok mnie opierając łokcie o kolana. Promienie słoneczne igrały w jego czarnych włosach.
- Będziesz musiała się przyzwyczaić, bo to jest norma. Jesteśmy jak przerośnięta banda szóstoklasistów.
- Myślę, że nie będę miała z tym większego problemu- uśmiechnęłam się do niego ciepło. Gdy odwzajemnił mój uśmiech i spojrzał mi w oczy nie wiedziałam kiedy i zaczęłam mu się zwierzać.- Sama się tak zachowywałam na treningach, wyjazdach, ba! Nawet na meczach potrafiłam być na tyle wyluzowana, żeby pomiędzy setami pożartować. Byłam największym klaunem drużyny, wystarczyło tylko głupie spojrzenie. Taki urok siatkówki. Zawsze idzie w parze z zabawą, śmiechem i pajacowaniem... Niestety, wypadek wszystko zmienił- szepnęłam.- Wywrócił moje życie do góry nogami, a ja nie potrafiłam poznać samej siebie. Przez cały czas zachowywałam się jak robot. Studia, nauka, egzaminy. Nic nie zostało z charyzmatycznej, energicznej, pełnej życia dziewczyny z marzeniami.
- Oszukujesz samą siebie- wtrącił spokojnie.
- Co proszę?- spojrzałam na niego zaskoczona.
- Oszukujesz samą siebie- powtórzył.- Ta dziewczyna nadal w tobie jest, tylko zamknęłaś ją głęboko w sobie. Odcięłaś się od niej, bo stwierdziłaś, że nie może ona normalnie żyć bez siatkówki. Pokazałaś w autokarze swoją prawdziwą naturę. Zabawna, bystra, zadziorna, uparta, taka na prawdę jesteś. Z siatkówką czy bez. Przyjmij to do wiadomości. Już nie możesz zmienić tego, że nie możesz trenować. Musisz się przyzwyczaić. Pogodzić ze stanem rzeczy i ruszyć dalej- powiedział po czym wstał i odszedł.
Tak po prostu. Wygłosił przemowę i zostawił mnie wbitą w ławkę, z oczami jak pięć złoty, szczęką na kolanach i poszedł. Jak śmiał wytykać mi rzeczy, o których nie ma bladego pojęcia! Nie przeżył tego co ja, nie doświadczył tego na własnej skórze. Musiałam jednak przyznać, że mnie przejrzał. Taka była prawda. Okłamywałam samą siebie, że się zmieniłam, że nie mogę być taka sama bez siatkówki, tyle lat iż w końcu uwierzyłam we własne kłamstwa. Ja się nie zmieniłam, ja udawałam. Przed sobą i innymi. I choć moja podświadomość szeptała mi, że to co robię jest chore i niewłaściwe, spychałam ten głos do najdalszych zakątków rozumu. Byłam zbyt rozżalona, rozgoryczona i zła, by wziąć się w garść i żyć dalej. Potem było już za późno i zbyt trudno by to zmienić.

Fabian.

Wiedziałem, że z każdą dziewczyną powinno się postąpić inaczej. Pocieszyć, zapewnić, że będzie lepiej, powiedzieć 'czas leczy rany'. Każdej prawdopodobnie byłoby lepiej, choć w głębi duszy wiedziałaby, iż te obietnice są tylko pustymi słowami. Ale Ania nie jest każdą. Jest bystra i twarda. Nie dla niej są te kłamstwa. Podświadomość szeptała do mnie: To co powiedziałeś było okrutne. Ale prawdziwe, a jej potrzebny jest ktoś, kto powie prawdę. Nawet tę okrutną.
Nie będzie lepiej. Już zawsze będzie jej tego brakować, już zawsze będzie patrzeć z iskierkami zazdrości i smutku w oczach na każdego kto trenuje. Wiedziałem również, iż na początku będzie na mnie zła ale z czasem zrozumie, że powiedziałem to co ona wie już od dawna.
- Moja mała blondyneczko! Czy ty o tym wiesz!- zaczął się drzeć Pit na widok wchodzącej do autokaru zamyślonej Anki, skutecznie wyrywając i mnie, i Plińską z głębokich rozmyślań.
- Cóż mam wiedzieć Cichy Picie?- spytała z zadziornym uśmiechem na twarzy.
- Nie bądź taki Cichy Pit!- zaryczał Kosa nawiązując do piosenki Kasi Sobczyk.
- Skończcie. Nie mam siły się śmiać!- zaprotestowała Ania.
- Co powiesz na partyjkę tysiąca?- zapytał Grzesiek ze skrytą nadzieją w głosie.
Ania wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
- Czemu nie. Kto gra z nami?
- Ja!- krzyknął nadzwyczaj pobudliwy dziś Nowakowski.
- Ja też- zdecydowałem szybko.
- Ja mogę być sędzią- zaoferował się Igła.
- Tylko dochodzi jedna zasada- ostrzegł Kosa.- Wygrywający jedną turę musi odpowiedzieć na jedno pytanie, zadane przez gracza z najmniejszą ilością punktów, w danej turze.
Konarski zwrócił uwagę, że zaczynam grać i spytał:
- Serio? Tysiąc przeplatany z '21 pytań'? Co to, podstawówka?
- Ty, Konarski, na pewno!
Kosa wprawnym ruchem potasował talię i rozdał. Nie dostałem najlepszych kart ale coś dam radę ugrać. Rozejrzałem się po towarzystwie. Grzesiu miał twarz pokerzysty, Anka zadziorny uśmieszek, a Pit wyglądał jakby nie wiedział co tu robi. Oczywiście Piotrek przegrał, a ku zdziwieniu wszystkich, wygrała Ania.
- To ja zadaję pytanie!- krzyknął podekscytowany przegrany.
- Boże, jesteś taki zadowolony z tego powodu, że śmiem twierdzić iż zrobiłeś to specjalnie- zaśmiała się.
- Możliwe- stwierdził Pit, po czym założył nogę na nogę, na kolano położył sobie rękę, wolną dłonią przejechał po włosach. Wydął usta, przymrużył oczy i piszącym głosem spytał:- Twój ideał mężczyzny, Aniu?
Parsknąłem śmiechem kiedy usłyszałem jego głos. Anka uniosła brwi, w geście zaskoczenia lecz opanowała się i mruknęła:
- To będzie dłuuugi tydzień.

Ania:

Miałam rację. To był bardzo długi tydzień. Długi i męczący. Choć nie mogę narzekać, bo wyśmiałam się za wszystkie czasy. Z Poznania wróciliśmy z pucharem. Niby nie był on ważnym trofeum ale trener powiedział siatkarzom, że mają walczyć o niego i cieszyć się nim po wygranej, jakby był najważniejszym w ich karierze. I tak też zrobili.
Już coraz rzadziej widziałam krzywe spojrzenia w moim kierunku. Wiedziałam, że potrzebują czasu aby przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Codzienne treningi dostarczyły mi wielu informacji o zespole. Coraz pewniej i lepiej czułam się w towarzystwie siatkarzy. Dni były przepełnione ciężką pracą, żartami i rozmowami. Każdego wieczoru w mojej głowie kłębiły się różne myśli. O Fabianie, jego tyradzie, o siatkówce, o ojcu, o siatkarzach. W końcu doszłam do wniosku, że Drzyzga ma cholerną rację. Czas ruszyć do przodu ze swoim życiem. Muszę pogodzić się z prawdą. Nie ma już miejsca dla mnie w świecie siatkarzy. Lecz wciąż jest miejsce w świecie siatkówki. Poczułam się jakby stu kilowy kamień spadł mi z serca. Uśmiechnęłam się jak głupia sama do siebie.
Zrozumiałam to kiedy czekałam na sztab i siatkarzy na hali w Radomiu, tuż przed meczem. Trybuny zapełniały się kibicami w barwach swojego ukochanego klubu. Śpiewali, rozmawiali i bawili się kiedy koło mnie stanął Drzyzga, układający swoje rzeczy. Zawsze pierwszy wychodził z szatni. Jego czarne włosy były wilgotne od wody, a oczy przytomne od tremy. Spojrzałam na niego z głupkowatym uśmieszkiem. Całkowicie mi odbiło.
- Co się tak uśmiechasz?- spytał uśmiechając się półgębkiem.
Nie myśląc co robię, rzuciłam się mu na szyję. Ścisnęłam go mocno i szepnęłam:
- Dziękuję, że otworzyłeś mi oczy.
Poczułam jak jego silne ramiona przyciągają mnie jeszcze mocniej.
- Zawsze do usług- odszepnął z twarzą skrytą w moich blond włosach.
Nagle usłyszeliśmy głośne chrząkanie. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
Metr od nas stał Igła z rękoma założonymi na klatce i cwaniackim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- No zakochańce. Ja nikomu nic nie powiem ale na przyszłość radzę obściskiwać się w mniej publicznym miejscu.
- My się w cale..
- Ja tylko..- weszliśmy sobie w słowo z Fabianem.
Igła tylko ze śmiechem pokręcił głową i przeszedł obok nas. Strzeliłam sobie otwartą dłonią w czoło.
- Jaka kompromitacja- syknęłam.
- Mogło być gorzej- stwierdził Fabian z pochyloną głową i rękoma opartymi na biodrach.
- Nie mogło.
- Mogło nam się przyglądać stado rudych, czarnoskórych chińczyków z aparatami w rękach.
Parsknęłam śmiechem.
- Umiesz człowieka pocieszyć- powiedziałam przechodząc koło niego. Nie mogłam się oprzeć i rozczochrałam mu włosy po czym szybko uciekłam. Wtedy się zaczęło.
Drzyzga dogonił mnie szybciej niż myślałam. Już po chwili leżałam na podłodze, a on gilgotał mnie po brzuchu. Szamotałam się jak szalona ale to nic nie dało. Za każdym razem gdy próbowałam wstać on przytrzymywał mnie i nie dawał żadnych szans. Nie wiem jak dałam radę mu się wyrwać. Lecz moja ucieczka nie trwała zbyt długo. Po chwili leżałam jak przerzucony worek ziemniaków na jego barku. Biłam go zaciśniętymi pięściami po plecach ale na nim nie zrobiło to żadnego wrażenia. Po chwili przestałam i spytałam przez zęby:
- Mógłbyś mnie postawić.. proszę?
- W twoich marzeniach.
- Ale ja serio się pytam.
- A ja serio odpowiadam.
Uparty osioł. Wzniosłam tylko oczy do nieba i westchnęłam. Cóż, muszę poczekać na trenera aż go ogarnie. Na szczęście długo czekać nie musiałam. Po chwili usłyszałam rozbawiony głos Kowala.
- Drzyzga! Ogarnij się! Mecz przed tobą, porozciągaj się, a nie panią psycholog podrywasz. No chyba, że wolisz spędzić ten mecz na ławce!
Fabian, potulnie jak baranek, podszedł do krzesła z moim zeszytem i jednym zgrabny ruchem posadził mnie na krześle. Skłonił się jak szesnastowieczny rycerz z szelmowskim uśmiechem.
- Pani wybaczy. Obowiązki wzywają- powiedział po czym odwrócił się na pięcie i czmychnął do innych, rozciągających się już siatkarzy.
Po pewnie wygranym przez nas meczu, ruszyliśmy w kierunku Rzeszowa. Było już późno, wszyscy byli zmęczeni, więc obyło się bez muzyki, krzyków i żartów. Cały tył autokaru już spał kiedy usłyszałam wibracje czyjegoś telefonu. Niespodziewanie wybudzony ze snu Fabian, niemrawo odebrał telefon.
- Halo?- mruknął cicho.
Wcale nie chciałam podsłuchiwać. Tak po prostu usłyszałam resztę rozmowy.
- Ej, ej, ej! Chyba ci odwaliło, że robisz mi awanturę o Anie- powiedział zdenerwowany.
O mnie?
- Zabawne, że czepiasz się o moją psycholog, podczas gdy ty mieszkasz w Warszawie i Bóg jeden wie co tam robisz... Nie, nie posunąłem się za daleko. Tak właśnie myślę.. Ooo, proszę cię, nie melodramatyzuj!... Ach, uwielbiasz grać biedną mała mróweczkę. Sama się nakręcasz... No i dobrze! Płakać nie będę!- szepnął zdenerwowanym tonem. Słychać był jak coś upada na fotel, prawdopodobnie telefon.
Przygryzłam wargę, niepewna czy powinnam się odezwać. Już otwierałam buzię, żeby zacząć rozmowę lecz w ostatniej chwili zrezygnowałam. Postanowiłam, że pozwolę mu ochłonąć.
Zamknęłam oczy i próbowałam przysnąć na pozostałe dwie godziny drogi lecz myśli kołatając się w mojej głowie uniemożliwiały mi sen. Jak ona się dowiedziała? Ktoś zrobił zdjęcie i wrzucił do internetu? Była zazdrosna? Czy ona go rzuciła? Z resztą, to mnie WCALE nie obchodziło.


~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;p 
Ale gniooot mi wyszedł z tego rozdziału xD
Aż strach się przyznawać, że to ja to pisałam ;)
Wybaczcie, że tyle kazałam wam czekać 
ale brak weny i chęci mnie dopadł ;p
Do następnego ;*

Justyna ;*

22 października 2013

Rozdział 8.

Wolna sobota minęła mi w mgnieniu oka. Zabrałam Teki do mojej cioci u której nie mogłabym zbyt długo zostać gdyż czekały na mnie w domu puste torby. Kiedy stanęłam przed swoją garderobą, nie miałam pojęcia co będzie mi potrzebne. Zapakowałam buty sportowe, dresy, bluzy, koszulki i oczywiście bieliznę, spakowałam kosmetyczkę, i wepchnęłam jeszcze przeciw-deszczówkę po czym podjęłam próbę zapięcia walizki. Na daremno. Serio. Po paru próbach stwierdziłam, że spróbuję na niej usiąść i zapiąć, tak jak to robią w Amerykańskich filmach. Udało się. Całkiem nieźle się nagimnastykowałam. Ogarnęłam z grubsza w domu. Odkurzyłam podłogi, pościerałam kurze i zmyłam piętrzące się gary w zlewie. Kiedy skończyłam od razu poszłam do mojej oazy spokoju czyli łazienki. Napuściłam gorącej wody do wanny po czym wlałam płyn o zapachu arbuza. Włączyłam moją ulubioną playlistę na iPhonie i odprężyłam się na maksa zapominając o moich problemach i rozterkach. Pozwoliłam swoim mięśniom całkowicie się rozluźnić, a mój mózg skoncentrował się na relaksie. Wdychałam głęboko zapach ulubionego owocu. Niestety taki stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie. Kiedy w końcu wyszłam z łazienki, ubrana w grubą piżamę, od razu skierowałam się do łóżka. Przyłożyłam głowę do poduszki i natychmiast odpłynęłam w objęcia morfeusza.
Usłyszałam pierwszy takt mojego budzika i już miałam ochotę rzucić nim o ścianę lecz powstrzymałam się i po prostu go wyłączyłam. Usiadłam na skraju łóżka i wsunęłam stopy w puchate kapcie w kształcie ciasteczkowych potworków. Na wpół przytomna doczłapałam się do łazienki i szybko się ogarnęłam. Umyłam zęby, związałam włosy w zwykły kok i nałożyłam maskarę na rzęsy. Ubrałam jeansy, czerwone conversy do kostki, standardowy T-shirt oraz bluzę Asseco, którą zaczęłam uwielbiać. Na szyi zapięłam swoje nieśmiertelniki. Zeszłam do kuchni aby zrobić sobie kanapki i zaparzyć kawę. Spojrzałam na zegarek i szybko obliczyłam, że mam jeszcze około 35 minut do wyjścia z domu. Kiedy skończyłam jeść zadzwoniłam po taksówkę i zaniosłam swoją walizkę pod frontowe drzwi. Kiedy szukałam kluczy po kieszeniach wszystkich kurtek usłyszałam trąbienie. Gorączkowo rozejrzałam się za tym cholernym żelastwem. W końcu zobaczyłam je w drzwiach. Miałam ochotę uderzyć się w czoło. Gdy zapakowałam się do taksówki zaczęłam wymieniać i sprawdzać czy wszystko spakowałam. Standardowo zapomniałam o szczoteczce do zębów. Trudno. Kupię gdzieś w Poznaniu. Kiedy zajechałam pod halę obecny był już Konarski, Pit, Achrem, Lotman, Veres i nowo przybyły Penchev. Wszyscy stali wokół swoich toreb. Gdy szłam w ich kierunku dojrzał mnie oczywiście Dawid.
- Oho! Nasz boss nadchodzi!
Wszyscy jak na zawołanie odwrócili się w moim kierunku, a ja zaczęłam udawać owego bossa. Zaczęłam się wozić jak prawdziwy koks. Przystanęłam krok od Konara i spytałam gardłowym tonem:
- Fikasz cwaniaczku? Fikasz?
- Nie ośmieliłbym się- odparł na próżno próbując ukryć i zdławić śmiech.
Rzuciłam torbę na ziemię i też się zaśmiałam.
- Cześć wam- zwróciłam się do innych. Spojrzałam na zdezorientowanego Nikolaya.- Umiesz mówić po angielsku?- spytałam go.
Na jego twarzy pojawił się uśmieszek.
- Tak, umiem ale mówię również po polsku- odpowiedział w moim ojczystym języku zniekształconym przez obcy akcent. Na mojej twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia.
- Wow, jesteś w Polsce od roku, a już potrafisz mówić po polsku. Jestem pod wrażeniem- pochwaliłam go.- Mam na imię Anna Plińska i jestem waszym nowym psychologiem- poinformowałam podając mu rękę. Uścisnął ją pewnym aczkolwiek delikatnym gestem.-  Także jak masz jakieś pytania, problemy przyjdź do mnie.
- Tak zrobię- zapewnił nadal trzymając moją dłoń. Ostrożnie ją uwolniłam.
- Masz dobry akcent. Mieszkałaś za granicą?- spytał zaintrygowany Paul. Nie wiem po czym to stwierdził skoro powiedziałam jedno pytanie.
- Nic z tych rzeczy. Od najmłodszych lat mój tata kładł nacisk na naukę angielskiego. Oczywiście wtedy się buntowałam, byłam tym znudzona i poirytowana ale teraz dziękuję mu w duchu, bo bardzo ułatwiło mi to sprawę w wielu sytuacjach. Cóż, na starość zmądrzałam można tak powiedzieć.
Konarski parsknął śmiechem i mruknął pod nosem:
- Ty i mądrość.
Wzruszyłam ramionami.
- No w moim przypadku jest to możliwe u ciebie można liczyć tylko na cud.
Siatkarze wybuchli niepohamowanym śmiechem.
- Mistrz ciętej riposty nadal w tobie drzemie.
Wzruszyłam tylko ramionami z cwaniackim uśmiechem na twarzy. Czekaliśmy na resztę zespołu, towarzyszyły nam śmiechy, żarty, które głównie opierały się na umiejętnościach języka angielskiego. Pomału nasze grono coraz bardziej się powiększało, a ja nie przestawałam stroić sobie żartów z Dawida. W pewnym momencie zarzucił na mnie fochem. Wszyscy myśleli, że to na serio, więc zakłopotani  ucichli. Tylko ja wiedziałam, że robi sobie jaja. Spojrzałam na niego, próbując powstrzymać wybuch śmiechu. Kiedy nasz spojrzenia się skrzyżowały oboje wybuchliśmy niepohamowanym rechotem. Zrobiłam się czerwona, a mięśnie brzucha zaczęły dawać się we znaki. Oparłam się łokciem o ramie Konarskiego nadal chichocząc. Dołączyli do nas Drzyzga i Kosok. Fabian nawet na mnie nie spojrzał. Oczywiście Kosa nie omieszkał skomentować.
- Oho! Dawid czyżbyś miał zamiar zmienić status na facebook'u?- spytał komicznie poruszając brwiami.
Drzyzga od razu poderwał głowę z iskierkami zazdrości w oczach.
Spojrzałam na Konara i powiedziałam:
- Aż mi się liceum przypomniało- spojrzałam na Grześka i dorzuciłam klepiąc Konarskiego po ramieniu:- Dawidek to nie najlepszy materiał na chłopaka dla mnie.
- Nawzajem- odparł.- Jesteś zbyt uparta, upierdliwa, a jak nie masz nad czymś kontroli to wkurwiasz się do maksimum- wzruszyłam ramionami nie mogąc zaprzeczyć gdyż była to prawda. Chłopacy tylko chichrali się pod nosami.- Poza tym jeżeli byśmy byli razem, to przez trzy dni w miesiącu musiałbym trzymać się od ciebie z daleka, bo w TE dni masz ochotę zabić za zbyt głośne oddychanie.
Teraz śmiechom nie było końca.
- Nie prawda!- krzyknęłam pomiędzy chichotami.- Ale mrugasz zdecydowanie za głośno!
Kiedy już wszyscy byli na miejscu w doskonałych humorach zapakowaliśmy się do autokaru. Wepchałam się prawie na sam koniec. Rozejrzałam się żeby zobaczyć jakie będę miała towarzystwo. Za mną siedział wesolutki Igła, po prawej stronie Pit, przed nim usadowił się Kosok i Schops. Fotele przede mną zajęli Drzyzga i Konarski. Oj będzie wesoło! Kiedy tylko wyruszyliśmy Nowakowski zapuścił swoją dziką muzykę, Dawid zaczął jeść, Igła włączył kamerę, a Kosa wyjął karty.
- Kto gra?!- zawołał na cały autokar.
- Zależy w co i o co!- odkrzyknął ktoś z przodu.
- W pokera rozbieranego!- zaśmiał się Pit przekrzykując swoją muzykę.
- Eee tam. Żadna przyjemność- mruknął Schops.
- No chyba, że pani psycholog z nami zagra!- rzucił błyskotliwie Kosok.
Zaśmiałam się pod nosem.
- W twoich marzeniach, Grzesiu, w twoich marzeniach!- odkrzyknęłam.
- Możecie się uciszyć?! Tu się pracuje!- zaczął narzekać Igła.
- Kiepskie miejsce sobie wybrałeś- mruknął udający zdegustowanie Pit.
- Ty! Cichy! Ja bym tobie radził siedzieć cicho, bo pewne kompromitujące wideo ujrzą światło dzienne!- zagroził Krzysiu.
Spojrzałam na Piotrka, który raptownie szeroko otworzył oczy i rzucił mi spojrzenie mówiące: Oł Shit!
- Chyba wygrałeś Igła!- rzuciłam przez ramię.
- Ba! Jam być urodzonym zwycięzcą!
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Pozwólmy mu żyć marzeniami!- powiedział Fabian. Odezwał się pierwszy raz tego dnia, a moje serce fiknęło radosnego koziołka usłyszawszy jego głos. Wydawało się, że wszyscy o nim zapomnieli. Ale nie ja. Za każdym razem nerwowo ściskałam ręce kiedy rzucał mi skryte spojrzenie czy też ja spoglądałam na niego.
- Popieram! Podbuduje to jego psychikę!
- A oto nasza nowa gwiazda sztabu! Pani psycholog Anna Plińska!- spojrzałam prosto w  obiektyw i zasalutowałam.- Będzie dla nas oparciem w czasie wojny siatkarskiej.
- Igła, honor, Resovia!- zakrzyknęłam, zmienioną na potrzeby własne, dewizę Wojska Polskiego.
- O ja pierdole!- mruknął Drzyzga dławiąc się śmiechem.
- Nie pierdol, bo ci się rodzina powiększy!- ostrzegłam zaglądając do niego przez zagłówek z poważną miną.
- Ej! Nie przysparzajcie mi roboty! Teraz będę to wszystko musiał wypipkować!
- Wy-co?!- zapytał Konarski.
- El Konan! Nie udawaj głupiego! Brzydkie słowa zastąpić pikaniem miałem na myśli.
- Co ty nie powiesz bystrzacho!- nabijał się Drzyzga.
- Coś czuję, że sobie ze mnie beke robicie...
- Beke stulecia jełopie!- wtrącił Pit.
- Bo się zamknę w sobie!- zagroził głosem pięciolatki.
Siatkarze spojrzeli po sobie i jak na komendę Nowakowski wyłączył muzykę, Konar schował bułkę, Kosa wsadził karty do kieszeni, a Fabian przestał się rozkładać na swoich siedzeniach jak królewna na ziarnku grochu. Tylko ja nadal opierałam się łokciami o siedzenie Drzyzgi. Usatysfakcjonowany Igła wszystko nagrywał.
- To się nazywa mieć władzę.
- No chyba sobie jaja robicie- mruknęłam.
- No robimy właśnie- szepnął Fabian.
Krzysiu pomówił jeszcze chwile o swojej mocy, wyłączył kamerę i z uśmiechem króla zasiadł na swoim miejscu. Kiedy tylko jego cztery litery dotknęły materiału fotela, ogłuszyła nas piosenka Who Let the dogs out. Chłopcy jakby wcześniej sobie to ustalili, bo zaczęli wariować. Piter próbował robić falę rękami, z naciskiem na słowo próbował, Konar wstał i zaczął tańczyć w wąskim przejściu razem z Drzyzgą. Było to połączenie Gangnam Style i Macareny. Kosa wyrzucił w powietrze talię kart, a ktoś zaczął rzucać kuleczkami z foli po kanapce z pasztetem. Wiem, bo zaczęło niemiłosiernie pachnieć pasztetem w autokarze. Schops dał pokaz swoich umiejętności wokalnych i powiem wam, że okropnie wył. Nie muszę chyba mówić, że wszyscy wykrzykiwali słowo: Who. Myślałam, że się posikam ze śmiechu kiedy para tancerzy zaczęła nieudolnie robić shake. Konarski zobaczył, że siedzę na tyłku i od razu wyciągnął mnie do 'tańca'. Na szczęście moja kompromitacja taneczna nie trwała zbyt długo gdyż przyszedł Kowal i opierdzielił nas za syf który zrobiliśmy na podłodze. Oczywiście przepraszaliśmy między kolejnymi falami śmiechu i obiecywaliśmy, że posprzątamy. Gdy trener odszedł wybuchliśmy rechotem. Poklepałam swoich towarzyszy parkietu i powiedziałam:
- Nigdy więcej.
Konarski i Drzyzga spojrzeli na siebie po czym spytali:
- Kiedy powtórka?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Hejo, teletubisie ;D
oddaję w wasze ręce 8 ;]
Dość sporo czasu mi zajęło napisanie, 
bo miałam lenia ;pp
Dodałam ankietę więc odpowiadajcie ;d

Zapomniałam dodać, że dedyczek dla Karoliny i Asi ;p
Upierdliwa motywacja każdego dnia do pisania ;d

Justyna ;*

16 października 2013

Rozdział 7.

Weszłam do domu zatrzaskując drzwi. Oparłam się o nie plecami i zsunęłam się na podłogę. Nie miałam już siły wstrzymywać łez. Pociekły ciurkiem po moich policzkach. Zaczęłam głośno szlochać. Rzuciłam torbę na jasno-drewnianą podłogę, w kąt holu. Kulejąc weszłam po schodach do swojego pokoju. Znów trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko. Drżącymi rękoma zdjęłam z siebie Jego bluzę. Ryczałam jak małe dziecko, a moim ciałem wstrząsały kolejne spazmy. Nie mam pojęcia czemu tak rozpaczałam. Właściwie go nie znałam. Po prostu zakochałam się w tych szarych oczach już pierwszego dnia. Choć uświadomiłam to sobie dopiero przed chwilą. Nawet gdyby był największą łajzą na świecie, ja dalej byłabym w nim zakochana. Zasnęłam pomiędzy jedną falą łez, a drugą. Śniły mi się szare oczy. Była w nich nadzieja, gniew, niemoc i ból.. Ból spowodowany moim odtrąceniem. Te wszystkie emocje kłębiły się w jednych oczach.
Obudziłam się parę minut po ósmej. Czułam, że moje kolano jest odrętwiałe. Poszłam wziąć szybki prysznic. Ubrałam swój codzienny zestaw czyli dresy i zwykły top na ramiączkach. Umyłam zęby i zmyłam resztki makijażu który zasechł na mojej twarzy jak dwa wodospady. Zeszłam do kuchni, żeby wstawić wodę na kawę. Na stole zauważyłam kartkę. Pisało na niej:

'Droga Aniu,
Musiałem wyjechać do Londynu w sprawach służbowych.
Wiem, że powinienem się pożegnać ale szef mnie popędzał.
Będę w następną sobotę.
Kocham Tata.'

Już tyle razy mu mówiłam, że w tych czasach nie pisze się 'Droga/Drogi', że aż mi się znudziło. Czekając na wodę stanęłam przy drzwiach na taras. Przed wejściem leżała Teki, błagalnie patrząc na mnie, żebym ją wpuściła. Otworzyłam drzwi i wpuściłam ją do środka. Ta od razu wleciała do kuchni i klapnęła zadkiem koło lodówki. Poprawiając wycieraczkę przypomniałam sobie o kluczach od auta. Poszłam więc po nie. Leżały tam gdzie powiedział Fabian. Lecz koło nich leżało coś o czym nie wspominał. Mała kartka zgięta na pół zaadresowana do mnie. Kluczyki schowałam w kieszeni, a papier rozłożyłam trzęsącymi się palcami.

'Don’t you ever say I just walked away 
 I will always want you..'

W oczach znów stanęły mi łzy. Tekst napisany był drżącą ręką. Miejscami papier był przerwany, bo za mocno przycisnął długopis do kartki. Gdzieniegdzie dało się zobaczyć wyschnięte plamy po łzach. Oczami wyobraźni widziałam jak się męczy z napisaniem tego na desce rozdzielczej swojego Audi, jak nerwowo ociera ręką twarz. Zacisnęłam mocno powieki, ostatni raz próbując powstrzymać łzy. Weszłam do domu i wyłączyłam czajnik. Chyba straciłam ochotę na kawę. Poszłam do swojego pokoju utykając, oczywiście towarzyszyły mi łzy na twarzy. Weszłam do swojej sypialni i pierwsze co zrobiłam to zaczęłam szukać jego bluzy. Znalazłam ją pod kołdrą leżącą na podłodze z nieznanego mi powodu. Szybko nałożyłam ją na siebie i wciągnęłam głęboko zapach Jego skóry, perfum i żelu pod prysznic. Zabójczo odurzająca mieszanka.
Łzy nadal płynęły mi ciurkiem po twarzy. Czułam nadchodzący ból głowy, więc sięgnęłam po Ibuprom który połknęłam bez wody. Po paru minutach uspokoiłam się na tyle, żeby wykonać telefon do Kowala. Potrzebuję wolnego. Zwaliłam całą winę na kolano, które właściwie nie bolało. Było tylko odrętwiałe. Dostałam wolne do soboty pod warunkiem, że wstawię się na pierwszym meczu Asseco w Lidze. Dzień minął mi nijako. Łaziłam z kąta w kąt nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Obejrzałam przegrany przez nas mecz. Za każdym razem kiedy kamera łapała Fabiana, serce ściskało mi się z żalu. Zaniepokojona kontuzją Igły chciałam do niego zadzwonić, lecz zrezygnowałam z tego pomysłu bardzo szybko.
Kolejne dni mijały mi w takim samym zabójczo wolnym i melancholijnym tempie. Kiedy przyszedł piątek bałam się. Wzięłam prysznic, umyłam i wysuszyłam włosy po czym związałam je w kok, rzęsy pomalowałam tuszem. Nałożyłam jak zwykle czarne jeansy, biały top, bluzę Asseco i białe conversy. Wypiłam kawę i wiedziona impulsem złapałam długopis i kartkę. Napisałam na niej:

'Yeah, I just closed my eyes and swung 
Left me crashing in a blazing fall 
All you ever did was wreak me..'

Włożyłam papier do kieszeni Jego bluzy. Przewiesiłam ją przez ramię i wyszłam z domu. Pogoda nie była najpiękniejsza ale przynajmniej nie padało. Jechałam wolno i ostrożnie ze względu na kolano. W okolicach Podpromia już zaczęły się robić małe korki choć była jeszcze godzina do rozpoczęcia spotkania. Zaparkowałam auto i pokuśtykałam do wejścia głównego gdzie kłębił się tłum rzeszowian.
- Ania!- usłyszałam swoje imię zniekształcone przez obcy akcent. Rozejrzałam się i zobaczyłam Achrema stojącego na parkingu dla pracowników. Pokazywał mi ręką, żebym podeszła.
- Hej Olieg!- przywitałam się podchodząc do niego.
- Mów mi Alek. Czemu nie parkujesz tutaj?
- Byłam zbyt leniwa, żeby pójść odebrać swoją kartę pracownika. Dziś to zrobię.
- Choć, skorzystamy z wejścia dla pracowników.
Jak powiedział tak zrobiliśmy. Kiedy szliśmy przez długi korytarz spytał mnie z troską w głosie:
- Jak twoje kolano?
Spojrzałam na nie i zmarszczyłam brwi.
- Coraz lepiej. Już mnie tak nie boli udo ale czuję, że mam odrętwiałą nogę. Gotowy na wygraną?- zagadnęłam chcąc zmienić temat.
- Pff! Oczywiście!- odparł z cwaniackim uśmiechem.
Zatrzymaliśmy się pod drzwiami do szatni siatkarzy.
- Czas na ciebie. Pogadamy jeszcze na hali- powiedziałam na odchodne.
- Ania..- zawołał mnie.- Nie przejmuj się zdaniem niektórych chłopaków- powiedział i wszedł do szatni.
Łatwo mówić, odpowiedziałam mu w myślach. Wolnym krokiem doszłam do hali która pomału zaczęła wypełniać się kibicami. Kowal już kręcił się z niektórymi siatkarzami. Jak zawsze odpicował się w elegancki czarny garnitur. Podeszłam do niego i przywitałam się. Oczywiście zapytał się jak z kolanem, a moja odpowiedź brzmiała tak samo jak w przypadku Alka. Pomogłam przynieść piłki do rozgrzewki, ręczniki, picie i inne rzeczy które będą później potrzebne. Kiedy w końcu usiadłam na horyzoncie pokazał się Igła z okrzykiem:
- Pani Psycholog! W ostatniej chwili!- wykrzykiwał ze śmiechem. Za nim ciągnął się Fabian, który na mój widok jeszcze bardziej zmarkotniał, o ile to w ogóle możliwe. Z kolei moje serce zaczęło szybciej bić gdy tylko go ujrzałam.- Potrzebna nam pomoc dla Drzyzgi! Chłopak nam się rozpada na oczach!
Wywróciłam oczami. Wariat. Ale miał rację Fabian nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. Zaśmiałam się sztucznie chcąc rozładować atmosferę.
- Ty też się rozpadasz, staruszku!- zażartowałam.
- Ja staruszkiem?- zapytał podchodząc do mnie.- Jam być młody bóg!- zaczął się śmiać i wygłupiać. No nie szło nie zawtórować mu w śmiechu. W końcu zakończył swoje wygłupy i poszedł się rozciągać. Rozejrzałam się po hali. Fabian rozciągał się zaraz za ostatnim krzesełkiem z daleka od innych. Wszyscy właściwie zaczęli koncentrować się na przygotowaniach do gry. Złapałam szarą bluzę i podeszłam do melancholijnego Drzyzgi. Nie zauważył mnie dopóki nie szepnęłam jego imienia. Zerwał się na równe nogi i stanął w dość dużej odległości ode mnie jakby się czegoś bał. Ze zdziwienia uniosłam brwi.
- Zapomniałam ci oddać- zaczęłam podając mu bluzę. Kiwnął tylko głową i odłożył ubranie na krzesło. Zachodziłam w głowę jak mam zacząć z nim rozmawiać i postanowiłam, że pójdę na spontan.- Fabian.. nie chcę, żeby to co między nami zaszło, wpłynęło na twoją grę czy samopoczucie. Oboje musimy się pogodzić ze stanem rzeczy...
- Jaki jest w tym sens?- przerwał mi ostrym szeptem.- Skoro i ja, i ty chcemy spróbować..
- Taki, że masz dziewczynę!- ja nie przerwałam mu tak cicho jak on. Muszę się opanować. Wzięłam oddech.- Nawet jeżeli mieszka w Warszawie. Nie potrafię odbić chłopaka innej. Nie jestem taka.
Odwróciłam się i odeszłam. Zostawiłam go wzburzonego. Usłyszałam tylko jak rzuca, prawdopodobnie bluzą i cicho klnie. Wróciłam do mojego krzesła, chwyciłam swój zeszyt i długopis. Zaczęłam udawać, że notuję, a tak naprawdę zaczęłam ze złością bazgrać po kartkach. Niestety nie dali mi się długo po wyżywać na papierze. Zaczęliśmy mecz a koło mnie usiadł 'El Konan'.
- Mam nadzieję, że trener mnie wpuści na trochę- szepnął z nadzieją.
Przewróciłam kartkę w zeszycie.
- Na pewno cię wpuści jeżeli ma trochę oleju w głowie.
Oglądałam mecz z zaciśniętymi kciukami. Widać było jeszcze brak zgrania ale to było normalne. W końcu trener zadecydował wpuścić na parkiet Dawida i Fabiana. Oboje dobrze grali. Zaczynali się ze sobą dogadywać również na boisku. Drzyzga dobrze zagrywał do Veresa który lubi szybką grę. Technika Peter'a mnie porażała. Było mało błędów z jego strony. Wygraliśmy mecz pierwszej kolejki z czego wszyscy byli zadowoleni. Oczywiście pojawiały się obawy, że BBTS zbyt dobrze sobie z nami radził ale sądzę, że jak na pierwszy mecz poszło bardzo dobrze. Siatkarze zadowoleni ze zwycięstwa podchodzili do swoich żon, dziewczyn i dzieci którzy siedzieli zaraz za nami. Igła  miał swoje rzeczy na krzesełku obok mnie.
- Oho! Moniśka przyjechała- powiedział skwaszony Krzysiek.
- Jaka Moniśka?- spytałam zdezorientowana rozglądając się.
- Dziewczyna Fabiana. Nie chce się przeprowadzić do Rzeszowa. Podobno studiuje w Wa-wie.
Wtedy ją zobaczyłam. Czarne włosy, mocny makijaż, opalenizna. Miss Warszawy jak nic. Przytulała się do młodego Drzyzgi który miał na twarzy wymalowaną radość lecz ta radość nie sięgała szarych oczu. Dziewczyna dalej była do niego przyklejona jak pijawka kiedy wbiła się w jego usta swoimi. Odwróciłam wzrok.
- Mam nadzieję, że jej przyjazd coś zdziała, bo Fabian chodził jak struty przez bity tydzień.
Nie mogąc dłużej wytrzymać szepnęłam do niego:
- Pogadam z nim jutro, na treningu przed wyjazdem do Poznania- obiecałam łamiącym głosem.- Cześć.
Wyszłam z sali szybkim, utykającym krokiem. Rzuciłam swoją torbę na siedzenie pasażera i oparłam czoło o kierownicę. Muszę z niego zrezygnować, bo z tego nie wyjdzie nic dobrego. Jeżeli z nim będę, ucierpi niewinna dziewczyna, a jeżeli się nie zgodzę, cierpieć będę ja i Fabian. Żadne wyjście mnie nie satysfakcjonowało.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;p 
Dziś kiepsko był z weną, więc i rozdział dupny ;[
oddaję 7 w wasze ręce ;d
do następnego ;) 

Justyna ;*

14 października 2013

Rozdział 6.

Wiedziałam, że do tego dojdzie. Że będę musiała powiedzieć o mojej przeszłości ale nie sądziłam, że aż tak szybko. Widziałam ich zaniepokojone miny, za każdym razem gdy patrzyli kątem oka, czy wszytko ze mną okej. Alek nie odstępował mnie na krok. Pytał się mnie o różne rzeczy. Widać było, że chce mnie poznać. Nie było go na pierwszym moim treningu z nimi, więc dopiero wczoraj od chłopaków dowiedział się o mnie.
Z moją opowieścią czekałam na cały zespół. Nie miałam pojęcia jak im to powiedzieć tak, żeby nie uważali mnie za ofiarę. Wkrótce już wszyscy siatkarze byli na hali. Konarski wcześniej ich poinformował, że mają najpierw małą pogadankę ze mną, a potem dopiero z trenerem. Kiedy jeszcze przed treningiem rozmawiałam z panem Andrzejem, był zadowolony iż powiem o wszystkim chłopakom. Sądził, że ta informacja pomoże mi zdobyć ich zaufanie i szacunek którego potrzebowałam żeby zacząć z nimi normalnie współpracować.
Gdy już wszyscy mnie otoczyli. Spojrzałam po ich twarzach. Niektórzy nie próbowali ukryć zainteresowania i szeptali o moim stroju Asseco.
- Dobra. Chyba są już wszyscy- zaczęłam.- Nie zajmę wam wiele czasu. Niektórych prawdopodobnie w ogóle nie będzie interesował to co teraz powiem. Chciałam tylko wyjaśnić swoją obecność tutaj. Niektórzy z was twierdzą, że jestem wyłuskaną 25-letnią dziewczynką nieznającą się na siatkówce- tu uśmiechnęłam się w stronę Perłowskiego.- Gówno prawda- niektórzy ze zdziwienia podnieśli swoje brwi do góry. Sama siebie zdziwiłam lekkim wulgaryzmem.- Kiedyś trenowałam siatkówkę przez 7 lat. Wraz ze swoją drużyną zdobyłam Mistrzostwo Polski Juniorek dwa razy z rzędu. Dostawałam sporo propozycji od znanych polskich klubów. Miałam nawet podpisać kontrakt z żeńską drużyną Asseco. Niestety dwa miesiące przed podpisaniem go miałam wypadek samochodowy który zmienił nieco moje plany na przyszłość. Prawdopodobnie gdyby jakiś frajer wypił trzy piwa mniej, grałabym teraz w siatkówkę. Niestety niektórzy nie wiedzą kiedy przestać z piciem i że pod wpływem procentów nie wsiada się za kierownicę- i w tej chwili odsłoniłam swoje kolano, żeby pokazać im moje blizny. Dało się usłyszeć ciche klnięcia niektórych siatkarzy.- Cóż, teraz zamiast kości mam metal. Dlatego nie mogę grać zawodowo. Ba! Nawet rekreacyjnie to nie najlepszy pomysł. Chciałabym tylko żebyście wiedzieli, że dokładnie wiem co czujecie i co poświęcacie dla siatkówki, bo sama wiele poświęciłam. Nie jestem żadną dupeczką, laseczką czy innym plastikiem, który niczym się nie interesuje poza własnymi tipsami. Jestem cholernym typem chłopczycy, która zamiast seriali woli pooglądać sport. To chyba..- zastanowiłam się..- Nie to jeszcze nie koniec. Chciałam jeszcze poinformować, że będziemy mieli jedno spotkanie w tygodniu przez godzinę na którym chcę widzieć wszystkich siatkarzy. Teraz możecie iść na trening- zakończyłam.
Widziałam u nich zdziwienie, zaszokowanie i u niektórych poczucie winy. Na środku pozostał jedynie Konarski. Spojrzałam na niego oczami pełnymi łez. Miałam nadzieję, że nikt inny tego nie zobaczy. Podszedł do mnie i usiadł na krzesełku obok. Zasłonił mnie przed innymi zawodnikami. Spojrzał na mnie czule i powiedział:
- Ogarnij się głupolu i przestań płakać. Dobrze wiem, że nie chcesz żeby zobaczyli cię w takim stanie. Rozpuść włosy i zasłoń nimi twarz- zarządził, a ja jak potulna owieczka wykonałam jego rozkaz. Po chwili ciszy dodał- Rozumiem cię ale mogłaś chociaż głupiego mejla wysłać. Nie mam ci niczego za złe, bo zawsze traktowałem cię jak siostrę lecz musisz wiedzieć, że bolało jak wyjechałaś bez pożegnania- powiedział cicho.
- Dawid..- zaczęłam szeptem.- Wyobraź sobie, że życie wali ci się na głowie. Nie pomyślałam o tym w tamtej chwili. Ale myślisz, że nie tęskniłam? Za tobą, za Karoliną? Nawet sobie nie wyobrażasz jaka byłam samotna.
Złapał mnie za rękę. Ale nie był to gest romantyczny. Oboje już dawno temu jasno powiedzieliśmy, że jesteśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Nie jesteśmy w swoim guście.
- Teraz już nie będziesz samotna. Zobaczysz wszystko się ułoży, a chłopacy w końcu się obudzą. Spokojnie- mrugnął do mnie z uśmiechem. Jego twarz zawierała w sobie tyle obietnicy, nadziei i przyjaźni, że o mało znów się nie popłakałam.
- Idź że już, bo znowu ryknę, tyranie jeden!- krzyknęłam na niego ze śmiechem.
Ten poderwał się tylko i zrobił 'słit pozę. Stanął bokiem do mnie lewe kolanko ugiął, prawą rękę oparł o biodro, lewą z kolei zarzucił sobie na głowę, dodał jeszcze seksowny kaczy dzióbek i udawanym seksownym głosem powiedział:
- Chciałaś chyba powiedzieć ' ty seksowny kociaku'! MRRR!
- Czy ty na prawdę zamruczałeś czy mi się wydawało?- zapytałam przez śmiech.
- Dawid! Przestań wypinać dupsko i do ćwiczeń! To nie opierdaling, to trening!- krzyknął na niego trener.
Konarski od razu się uspokoił i podreptał do reszty chłopaków.
Już wcześniej ustaliłam z panem Andrzejem, że dam się zbadać przez ich fizjoterapeutów, którzy własnie wchodzili na salę. Trener od razu podszedł do Jacka Rusina i zaczął z nim rozmawiać. W między czasie pokazał na mnie i podeszli do mnie oboje.
- Co tam się urodziło, Aniu?- spytał pan Jacek.
- Urodził się ból mięśnia uda i metalowego kolana- zażartowałam.
- Dasz radę się położyć, żebym spróbował rozmasować czy spróbujemy na siedząco?
Zastanowiłam się krótka chwilę.
- Jakoś się sturlam na podłogę.
Oparłam ciężar ciała na zdrowej nodze i podniosłam cztery litery z niecichym jękiem bólu. Rusin podał mi ramię na którym chętnie się oparłam. Odeszliśmy na dwa kroki od krzesełek i pomału ległam na ziemię. Fizjoterapeuta po kolei naciskał kolejne partie ud oraz kolana i pytał się czy boli. Im niżej schodził tym bardziej bolało. Kiedy ucisnął miejsce mniej więcej 10 centymetrów nad poziomą blizną cicho krzyknęłam.
- Oho! Tu cię mam!- powiedział do mojej nogi.
- Widzę, że łapiecie kontakt- żartuję przez łzy spowodowane bólem.
Pan Jacek się zaśmiał.
- Wszystko jest na najlepszej drodze- odparł.
- Cieszę się!- pisnęłam kiedy znów zabolało trochę za bardzo.
Po bitej godzinie prawdziwych tortur ból zaczynał ustawać lecz nie do końca. Fizjoterapeuta skończył równo z treningiem chłopaków. Pomógł mi wstać i powiedział:
- Powinno być już lepiej ale nie nadwyrężaj tej nogi przez jakiś czas. I byłoby dobrze gdybyś robiła sobie ćwiczenia żeby ją usprawnić. Przed grą dłuższe rozgrzewki. I czas zmienić dietę na bardziej odżywczą.
Rzuciłam mu zabójcze spojrzenie.
- Gdyby tylko spojrzenie mogło zabijać- zaśmiał się.- Nie chodzi o to, że jesteś gruba, Anka. Chodzi o wzmocnienie twoich kości i mięśni.
- No tak..- trochę głupio się poczułam po tym spojrzeniu. Było niepotrzebne.- Dziękuję bardzo za pomoc.
- Aa! Zapomniałbym. Posmaruj kolano Naklofenem- dorzucił na odchodne.
Mocno kuśtykając poszłam do szatni dziewczyn. Na szczęście była jeszcze otwarta. Przed szafką, którą załatwiła mi Ziarenko, leżał duży zielony ręcznik złożony w kostkę. Poszłam wziąć szybki prysznic. Ubrałam się, rozczesałam włosy i wysuszyłam. Zostawiłam je rozpuszczone. Poskładałam wszystko i włożyłam do swojej torby, która cudem wszytko pomieściła. Wychodząc z szatni zauważyłam Fabiana siedzącego na jednej z drewnianych ławek. Zdziwiłam się jego widokiem, powinien już dawno być w domu. Stałam jak słup soli nie wiedząc co zrobić. W końcu sam mnie zauważył. Szybko wstał z ławki, podszedł do mnie pewnym siebie krokiem.
- Daj torbę- powiedział sięgając po nią. Byłam zbyt zdumiona, żeby zaprotestować. Wziął swoją i moją torbę i ruszył korytarzem.
- Odwiozę cię. Zaczekaj tutaj- rzucił przez ramię.
Ze zdziwienia wryłam się w ziemię. Był wkurzony i to nieźle. Tylko o co? Czemu? Ktoś coś powiedział? A może ja? Jak tylko Fabian zniknął za rogiem korytarza, a ja otrząsnęłam się z małego szoku, zdałam sobie sprawę, że zachowuję się niczym małe dziecko. Wszystkim ulegam. Wzięłam się w garść i pokuśtykałam w stronę wyjścia. Nikogo nie było w recepcji. W ogóle budynek wydawał się opustoszały. Za oknami zrobiło się już ciemno, a to wszystko za sprawą burzowych chmur i rozpoczynającej się ulewy. No niestety teraz musiałam czekać na Drzyzgę, bo w tych egipskich ciemnościach nic nie widziałam. Zauważyłam go jak biegł w stronę drzwi. Gdy mnie zobaczył przewrócił oczami.
- Nie mogłaś zaczekać tak jak ci kazałem?- rzucił kąśliwie.
- Co cię dziś ugryzło?- spytałam poirytowana.- Z resztą nie musisz mnie odwozić. Mam auto.
Zachował się tak jakby nic nie usłyszał. Zdjął swoją bluzę z kapturem, zarzucił mi ją na ramiona, a na głowę naciągnął owy kaptur. Nim zdążyłam coś powiedzieć szybkim, aczkolwiek ostrożnym ruchem wziął mnie na ręce.
- Daj spokój- zaczęłam wierzgać.- Sama dojdę.
Parsknął śmiechem.
- Oczywiście- rzucił kpiąco.- Będzie szybciej jak wezmę cię na ręce. Chyba nie chcesz się przeziębić.
Zlustrowałam go wzrokiem. Miał na sobie szary T-shirt i czarne jeansy.
- I kto to mówi- mruknęłam pod nosem.
Pchnął nogą drzwi, a we mnie uderzyła fala zimnego wiatru z kroplami deszczu. Cholera. Winter is Coming. Skuliłam się u niego na rękach i wcisnęłam w jego tors. Rzeczywiście szło się przeziębić. Gdy mijaliśmy moje auto powiedziałam mu:
- Nie zostawię tutaj auta na noc.
Nie zatrzymał się nawet przy nim.
- Podwiozę cię do domu moim samochodem, a potem przyjadę po twoje auto.
Postawił mnie ostrożnie na ziemi koło Audi x5 z 2013. Ma dobry gust. Otworzył przede mną drzwi i pomógł mi usiąść. Obiegł auto i wsiadł szybko za kierownicę. Kiedy odpalił samochód wydał cichy pomruk. Pogoda była okropna.
- Gdzie mieszkasz?- spytał cicho. Wyraźnie coś go gryzło.
- Osiedle Podleśne, dalej cię pokieruję- odparłam równie cicho. Co go tak zżera od środka. Czy to moja wina? Może nie poszło mu najlepiej na treningu? Byłam zbyt zajęta, żeby zobaczyć choć chwilę ćwiczeń.
Jechaliśmy w przerażającej ciszy. Nawet w radio, jak na złość, puścili cover James Arthur'a- Wrecking Ball, więc atmosfera była przytłaczająca. Odezwał się dopiero jak nie wiedział gdzie dalej jechać. Gdy zatrzymaliśmy się pod moim domem. Zauważyłam, że światło nigdzie się nie świeci. Tata prawdopodobnie pojechał do biura. Fabian znów wziął mnie na ręce i zaniósł pod same drzwi. Wrócił się biegiem do auta i przybiegł z moją torbą.
- Daj kluczyki- szepną nadal spiętym głosem.
Wyjęłam je z tylnej kieszeni jeansów i podałam mu. On również schował pilota do tylnej kieszeni..
Dalej miał twarz pokerzysty która mnie przerażała. To nie był ten sam wesoły i beztroski chłopak. Już miał odejść kiedy złapałam go za nadgarstek.
- Fabian.. Co się dzieje?- spytałam głosem pełnym napięcia.
Nie patrzył mi w oczy. Widać był, że walczy sam ze sobą.
- Dziś kiedy upadłaś na parkiet, po tym jak zobaczyłem twoje blizny myślałem, że oszaleję. Jak możesz tak ryzykować? Wiesz jak mnie wystraszyłaś?!- już miałam mu powiedzieć, że siatkówka jest warta wszelkiego ryzyka ale nie dla sobie przerwać tej tyrady.- Jeszcze ta akcja z Alkiem. Myślałem, ze szlag mnie trafi! Nie umiem... nie umiem trzymać się od ciebie z daleka. Wiem, że powinienem. Ale po prostu nie potrafię. Ja mam dziewczynę, która nie chce się przeprowadzić do Rzeszowa- dorzucił szeptem tak jakby mówił do siebie.- Ale jednak. Jakby tego było mało jest jeszcze Dawid... Cholera, jesteś moją psycholożką!- jego irytacja i wkurzenie były bliskie zenitu.
- Dawid? A co do...- przerwałam, bo zaczaiłam.- Ja i Dawid jesteśmy przyjaciółmi od podstawówki. I tak już zostanie...- znów się zacięłam ale podjęłam już decyzję.- Ja też nie mogę trzymać się od ciebie z daleka- słysząc to Fabian poderwał głowę, a w jego oczach widziałam nadzieję.- Też mi na tobie zależy ale masz rację. Masz dziewczynę, a ja jestem twoim psychologiem- szepnęłam ze łzami w oczach.- Nie jestem tego typu dziewczyną, która bierze to co chce i kogo chce nie bacząc na konsekwencje i uczucia innych. Poza tym właściwie się nie znamy. To niewyobrażalne, że wpakowałam się w takie bagno, nie znając ciebie. To po prostu nie ma szans się udać- ostatnie zdanie prawie wyszeptałam, a po moim poliku poleciała pojedyncza łza.
Fabian podszedł do mnie, objął moją twarz swoimi dłońmi, a kciukiem otarł łzę. Delikatnie odchylił moją głowę. Nasze usta dzieliło parę małych centymetrów. Chciałam go pocałować. Pierwszy raz od dawna patrzyłam w ten sposób na mężczyznę. Wiedziałam jednak, że to jest niewłaściwe.
Już miał mnie pocałować kiedy wyszeptałam:
- Fabian, proszę. Nie utrudniajmy sobie tego jeszcze bardziej. I tak będzie trudno.
Posłuchał. Z bólem wypisanym na twarzy przymknął oczy i westchnął. Miałam ochotę poryczeć się jak bóbr. Schodził po schodach kiedy rzucił do mnie przez ramię łamiącym się głosem:
- Zostawię klucze pod wycieraczką.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ta daaaa! ;D
Lekko smutnawy rozdział ;( 
Jakiś taki mój nijaki humor przełożył się na rozdział ;p
Komentarze mejbi? ^^
Do następnego ;]

Justyna ;*

13 października 2013

Rozdział 5.

.. nikogo innego niż Fabiana. Cholera, a tak bardzo chciałam uniknąć spotkania z nim przed treningiem. Chwyciłam jego pomocną dłoń. Gdy tylko dotknęłam jego skóry przeszedł mnie elektryczny dreszcz. Delikatnie pomógł mi wstać. Zaskoczona tym co poczułam szybko wyszarpnęłam swoją rękę. Kiedy spojrzałam w jego oczy zauważyłam iskierki rozbawienia i zaskoczenia. Szybko odsunęłam się od niego na krok. Cholera, na pewno widział ostatniego seta.
- Co tutaj robisz?- spytałam nerwowo.- Trening macie dopiero za...
- 20 minut. Przyszliśmy trochę wcześniej- przerwał mi. MY?! Rozejrzałam się po trybunach. Na samej górze siedział Konarski, Achrem, Lotman, Schops i Tichacek. No pięknie. Drzyzga zlustrował mnie wzrokiem.- Fajny numerek- stwierdził rozbawiony.
Kurwa. Dzięki Ziarenko.
- Jak każdy inny- powiedziałam obojętnie. Zaskoczony uniósł brwi.- Muszę iść. Dziewczyny czekają.
- Ochraniacz ci się zsunął- powiedział na odchodne.
Gwałtownie spojrzałam w dół. Faktycznie mój ochraniacz na kolano znajdował się teraz w połowie łydki odsłaniając blizny. Fabian na pewno je widział. Szybko zasłoniłam szramy i podbiegłam do siatkarek. Przyglądały się mi cały czas. Kiedy stanęłyśmy w kółeczku Karolina powiedziała:
- Dobra robota dziewczyny. Następnym razem wyżerka na ich koszt!- krzyknęła.
Wszystkie rozeszły się w swoje strony trochę się porozciągać. Usiadłyśmy z Karoliną na środku boiska i rozciągałyśmy mięśnie ud kiedy powiedziała do mnie:
- On ma dziewczynę Ania. Odpuść póki nie jest za późno.
- O kim mówisz?- udałam pół głupią.
- Nie udawaj- odrzekła poważnie.- Mowa oczywiście o Fabianie który robi do ciebie maślane oczka. Oczywiście wzajemnie.
Westchnęłam z rezygnacją. Przed nią nic nie ukryję.
- Wiem, że ma dziewczynę. I to mnie wkurza.
Ziarenko uśmiechnęła się pod nosem.
- Czyli za późno na odwrót?
- Nie...- powiedziałam stanowczo.- Ja nie jestem nim zainteresowana. NIE. Jest przystojny, okey ale mnie on kompletnie nie interesuje. Koniec tematu. Idziesz już czy jeszcze zostajesz?- pytam chcąc szybko zmienić temat.
- Idę- powiedziała podnosząc się z podłogi.- Ale wiedz, że ja wiem, że zmieniasz temat.
Czy ja na prawdę nie mogę nic zatrzymać dla siebie? Z irytacji chwyciłam piłkę leżącą obok moich stóp i rzuciłam nią z całych sił w Karolinę. Oczywiście odbiła ją w porę.
- O ty wredoto jedna!- krzyknęła rozbawiona. O razu zaczęła mnie gonić.
Uciekłam na drugą stronę boiska, a stamtąd od razu na trybuny. Wbiegłam po schodkach do sektora G. Odwróciłam się na chwilę, żeby zobaczyć gdzie jest Ziarenko. Była jakieś 15 metrów za mną. Pobiegłam na drugą stronę sektora i szybko zbiegłam po schodkach w dół. Wbiegłam na boisko i raptownie poczułam, że moje kolano ugina się pod ciężarem mojego ciała. Runęłam na boisko. Poczułam niesamowity ból w kolanie i udzie. Podbiegła do mnie Karolina z przerażeniem w oczach.
- Anka co ci jest?!- spytała o ton wyższym głosem.
Próbowałam poruszyć nogą. W efekcie tylko cicho krzyknęłam z bólu.
- Nie mam pojęcia- szepnęłam.- Chyba przegięłam dzisiaj. Zwykle raczej siedzę z dupskiem przy kompie i książkach. Dawno nie grałam.
Usłyszałyśmy, że ktoś się zbliża szybkim krokiem.
- Anka! Co się stało?- spytał zdezorientowany Dawid.
'Gówno oknem wyleciało. To się stało.' tak właśnie chciałam im odpowiedzieć ale wiedziałam, że się o mnie troszczyli. Zarz za Konarskim zlecieli się pozostali siatkarze. Oczywiście wszyscy się na mnie gapili i pytali co się stało.
- Będziecie się tak na mnie patrzeć jak ciele na malowane wrota czy ktoś pomoże mi się dokuśtykać do najbliższego krzesła?- spytałam poirytowana.
Pierwszy obudził się Achrem. Delikatnie pomógł mi wstać ale nawet mała próba postawienia kroku chorą nogą kończyła się wykrzywieniem mojej twarzy spowodowanym okropnym, rażącym bólem. Kiedy Alek to zobaczył zatrzymał się i powiedział:
- Zaczekaj wezmę cię na ręce.
Chyba sobie żartuje. Spojrzałam na niego oczami jak pięć złoty.
- Nie przesadzajmy. Dokuśtykam się jakoś- mamrotałam pod nosem.
- Daj spokój! Dorosła kobieta, a jak dziecko się zachowuje- odparł podczas gdy nachylał się żeby wziąć mnie na ręce.- Uważaj. Może zaboleć.
Pomału i delikatnie chwycił mnie za kolana i plecy, a ja zażenowana całą sytuacją zarzuciłam mu rękę na szyję. Syknęłam cicho z bólu. Oczywiście mieliśmy nie małą widownię. Rzuciłam po niej wzrokiem i oczywiście nie mogłam się powstrzymać żeby nie zatrzymać się na Fabianie. Patrzył na mnie tymi swoimi szarymi oczyskami w których dało się zauważyć niepokój i zazdrość. Wait... WHAT? Zazdrość? Chyba mi się przewidziało. Musiało mi się przewidzieć. Przecież ma dziewczynę. Informacja z fb i jeszcze ten komentarz Karoliny były dowodem na to, że nie ma prawa być o mnie zazdrosny. Chyba trzeba mu przypomnieć, że ma dziewczynę.
Tymczasem Alek posadził mnie na krześle i podbiegł do niebieskie, turystycznej lodówki która stała pomiędzy krzesłami. Wyjął z niej lód w torebce i podał mi ją. Szybkim ruchem zdjęłam ochraniacz, oczywiście zasłaniając kolano i przyłożyłam zamrożoną wodę do obolałego i spuchniętego miejsca.
- Anka musimy jechać do szpitala- powiedziała Karolina.
Wszyscy spojrzeli na nią pytającym wzrokiem.
- Przecież zaraz będą nasi fizjoterapeuci. Pomogą jej- odparł Lukas.
- W przypadku jej kolana raczej..
- Nic mi nie jest- szybko jej przerwałam. Może zbyt pośpiesznie, widać było, że coś ukrywam.
- W jakim znowu przypadku?- wtrącił zdezorientowany Lotman.
- To wy nic nie wiecie?- spytała Ziarenko unosząc brwi do góry.
- Zamknij się, Karolina- syknęłam na nią. Coś dużo dziś syczałam. Zdecydowanie za dużo im zdradziła. Teraz będę musiała im wszytko powiedzieć. A tak chciałam tego uniknąć!
- Czego nie wiemy?- dopytywał się coraz bardziej poirytowany Schops.
Westchnęłam głęboko. Odwagi, Anka.
- Chyba muszę wam coś powiedzieć- powiedziałam szeptem nie patrząc im w oczy.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heej! 
Oddaję w wasze ręce 5 ;]
Trochę krótki ale nie miałam weny ;d
Może jakiś komentarz? ;D 
Do następnego ;p

Justyna ;*

11 października 2013

Rozdział 4.

Obudziły mnie pierwsze nuty 'Where did you sleep last night'. Miałam ochotę zadzwonić do trenera albo prezesa, wziąć chorobowe i ponownie zakopać się w pościeli. Ale wiedziałam, że to cholerne tchórzostwo. Znów bym tylko uciekła od problemu, a nie go rozwiązała jak na dorosłą osobę przystało. Wyłączyłam budzik i odrętwiałym krokiem pomaszerowałam do swojej łazienki. Ściany były wyłożone białymi kafelkami, na podłodze były szare płyty z lekko połyskującymi kawałkami brokatu. Po prawej stronie wisiało wielgaśne lustro pod którym stała długa szafka z umywalką na środku. Na przeciwko jasno drewnianych mebli stała duża wanna która była moja oazą spokoju i wytchnienia. Całość dopełniały fioletowe detale czyli mydło, ręczniki, orchidee czy dywanik leżący pod szafką.
Wzięłam się za mycie zębów. Szło mi to dość mozolnie, bo szczerze powiedziawszy byłam jeszcze w łóżku pod ciepłą kołderką. Kiedy spojrzałam w lustro... przeraziłam się. Ciemne worki pod oczami, szopa na głowie i przekrwione oczy. Pięknie. Próbując rozczesać włosy podłączyłam prostownicę, za pomocą której próbować będę ujarzmić to coś.
Włosy zostawiłam rozpuszczone. W razie czego założyłam czarną gumkę na nadgarstek. Dziś niestety musiałam zrezygnować z lekkiego makijażu. Użyłam korektora pod oczy i przykryłam go lekko warstwą pudru. Standardowo podkreśliłam zielono-niebieskie oczy czarną maskarą. Ubrałam się w zwykły biały t-shirt i dresy które dostałam wczoraj od trenera. Miałam jeszcze niecałe pół godzinny na śniadanie. Zrobiłam sobie płatki śniadaniowe i kawę. Z racji tego, że miałam jeszcze trochę czasu zalogowałam się na FB. W konkretnym celu. W wyszukiwarkę znajomych wpisałam nazwisko które mnie nurtowało. Oczywiście najpierw wyskoczyły mi rozmaite fanpage, a dopiero na szarym końcu zobaczyłam coś co mnie interesowało. Wiedziałam, że mam małe szanse zobaczyć cokolwiek z powodu ustawień prywatności. Na szczęście wyświetliło się parę postów. Nie koniecznie ucieszyło mnie to co tam przeczytałam.. Ze złością trzasnęłam klapą laptopa i wyszłam z domu. Wsiadłam do swojego auta i pojechałam na Podpromie. Gdy zajechałam pod hale miałam jeszcze 10 minut do treningu. Miałam nadzieję, że Go nie spotkam. Wchodząc zauważyłam wspaniałą Karole jak zwykle odpicowaną tak, żeby przeziębić sobie cycki. Już miałam przemknąć obok niej, aby tylko mnie nie zobaczyła gdy powiedziała:
- Dziś siatkarze mają trening dwie godziny później.
Zatrzymałam się w pół kroku i zmarszczyłam brwi. What?
- Że co?- spytałam wrogo.- To znaczy: Czemu?- poprawiłam się natychmiast. To nie na nią byłam przecież zła.
Zlustrowała mnie wzrokiem od dołu do góry jak bym była jakimś dziwolągiem.
- To Pani Psycholog nie wie?- odparła sarkastycznie.- Jutro jest prezentacja zespołu i mecz z Jastrzębskim, więc trener po uzgodnieniach z prezesem i damską reprezentacją Asseco przeniósł trening- powiedziała rzeczowym tonem patrząc na swoje paznokcie.
- Dziękuję ci bardzo za informację- powiedziałam głosem wyzutym z emocji. Czemu nikt mi nie powiedział?!
Nie ma sensu jechać do domu na godzinę i wracać tu z powrotem. Postanowiłam usiąść na ławce w korytarzu prowadzącym do wejścia na halę. Wyjęłam z kieszeni telefon i słuchawki. Włączyłam 'Orchidee'. Przymknęłam powieki i zsunęłam się lekko na ławce. Poczułam, że ktoś usiadł obok mnie. Otworzyłam oczy i spojrzałam w tak dobrze znane mi brązowe oczyska, dołeczki w policzkach i przesłodki uśmiech. A wszystkie te cechy należały do Ziarenka. Wyjęłam słuchawki z uszu.
- No jaja sobie robicie- powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Zlustrowałam ją wzrokiem. Nic się nie zmieniła. Długie brąz włosy, długie nogi, błysk inteligencji w oczach i strój Resovii na sobie. A więc zaszła daleko w siatkówce. Tak jak mówiła. Gdyby nie wypadek, prawdopodobnie byłybyśmy tu razem.
- Nie robię!- odpowiedziała ze śmiechem.- Jak tylko usłyszałam, że niejaka Plińska została u nas psychologiem wiedziałam, że to ty. Kiedy tak niespodziewanie wyjechałaś z Bydgoszczy, zaraz po tym jak wyszłaś ze szpitala, próbowałam się z tobą skontaktować ale nie odpowiadałaś- stwierdziła nadal z uśmiechem na ustach ale w oczach dało się zobaczyć żal.
Tak zrobiliśmy. Wyjechaliśmy bez słowa z Bydgoszczy razem z tatą. Nikomu nic nie mówiliśmy. Nie raz dostawałam wiadomości, e-maile ba nawet listy. Na nic nie odpowiadałam.
- Chyba doskonale rozumiesz czemu to zrobiłam- Karolina wiedziała o wypadku i jego konsekwencjach.- Chciałam się oderwać od poprzedniego życia. Próbowałam zacząć od nowa. Nie za bardzo mi to wychodziło.
Ziarenko zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
- No tak. Kolano.
Panicznie się zaśmiałam.
- Raczej jego brak- odparłam po cichu.
Na jej twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek i błysk szaleństwa w oczach. Zawsze tak było kiedy wpadła na jakiś genialny, według niej, pomysł.
- Ale nie możesz grać w ogóle czy zawodowo?- spytała podekscytowanym głosem.
- Zawodowo- odpowiedziałam niepewna tego co wykombinowała.
- Chodź- powiedziała łapiąc mnie za rękę i ciągnąc na halę.
W środku były tylko trzy dziewczyny. Zaczęły rozciąganie przed treningiem. Karolina ciągnęła mnie w kierunku starszego pana, zapewne trenera. Kiedy stanęłyśmy koło niego Ziarenko zakaszlała aby zwrócić na siebie uwagę.
- Dzień dobry panie trenerze- zaczęła milusieńkim tonem.- Chciałabym panu przedstawić Annę Plińską- starszy pan podniósł głowę znad swoich zeszytów i zapisków. Miał przyjazny uśmiech i łagodne oczy.- Jest ona psychologiem siatkarzy naszego klubu. Kiedyś jednak grałyśmy razem w siatkówkę...
- Och, Karolina nie zamydlaj mi oczu, przejdź do sedna- przerwał jej ze śmiechem.
Ziarenko zatrzepotała rzęsami dla lepszego efektu niewiniątka.
- Mówił trener wczoraj, że dziś zagramy tylko mecz na treningu. Czy Ania mogłaby zagrać z nami?
'Nie. Powiedz; NIE!' modliłam się w myślach. Ja nie mogę. Spojrzałam na Karoline i uszczypnęłam ją w rękę. Mogę się założyć, że wyglądałam jak jelonek Bambi.
Trener zmarszczył brwi w zamyśleniu i potarł się ręką po dwudniowym zaroście.
- Plińska? Jesteś rodziną z Danielem Plińskim?- zapytał zaintrygowany.
- Nie- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.- Nie jesteśmy spokrewnieni.
- Niech będzie!- wzruszył ramionami i uśmiechnął się.- Zobaczymy co potrafi pani psycholog!
Spiekłam buraka. Próbowałam przywołać miły uśmiech ale mogę się założyć, że wyszedł z tego paniczny grymas. Gdy tylko trener się odwrócił szarpnęłam Karolinę za rękę.
- Przecież wiesz, że nie mogę. Zrobię z siebie pośmiewisko! Prawdopodobnie o wszystkim zapomniałam. A z resztą nie mam ubrań- chwytałam się każdej ostatniej deski ratunku.
- Możesz. Nie zrobisz z siebie pośmiewiska. O niczym nie zapomniałaś, bo to jak jazda na rowerze. Wszytko miałaś opanowane prawie do perfekcji, trudno zapomina się takie rzeczy. Ubrania ci pożyczę. Mam zapasowe rzeczy w szatni- wyliczała na palcach z coraz większym uśmieszkiem. Wiedziałam, że już postanowiła. A jak ona sobie coś postanowi.... nie ma odwrotu. Jest jak skała.
Posłusznie jak owieczka podreptałam za nią do szatni. Szybko się przebrałam. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Miałam na sobie strój Asseco Resovii z numerem 11. Łzy zakręciły mi się w oczach. Moje marzenie. Karolina przyglądała się mojemu kolanu. Po bokach ciągnęły się długie na 10 centymetrów blizny pooperacyjne. Nie udało się ich usunąć. W ciszy podała mi ochraniacze i poszłyśmy z powrotem na salę. Dziewczyny nie patrzyły się na mnie podejrzliwie i to podpowiadało mi, że trener poinformował je o moim występie.
Karolina wzięła piłkę i podeszła do niskiej rudej dziewczyny która właśnie siedząc na podłodze, rozciągała się. Przypominała mi skrzata. Rudawe włosy, zielone oczy, piegusy i figlarny uśmiech na twarzy.
- Ziarenko jak zawsze spóźniona!- krzyknęła kiedy ją zobaczyła. Dało się usłyszeć chichoty innych dziewczyn.
- Och, Inga! Zawsze musisz mi wytykać.
Inga tylko wzruszyła ramionami. Jej spojrzenie spoczęło na mnie.
- A cóż to za gościa do nas przyprowadziłaś?- spytała podnosząc się z podłogi.
- To Ania Plińska.
Ruda zmarszczyła brwi.
- Plińska, Plińska, Plińska...- mruczała pod nosem.- Chwila moment! To nie ty grałaś z Karoliną w klubie? Miałaś niesamowity atak! I byłaś cholernie szybka! Jak rakieta.
Uśmiechnęłam się na myśl, że ktoś jednak pamięta starą Anie.
- Nie bez powodu w liceum wołali na mnie Rakieta- śmieję się.- Mów mi Ania- powiedziałam podając jej rękę.
- Inga albo Ruda- odpowiedziała ściskając moją dłoń- jak wolisz!
- Dobra dziewczęta! Dość tej kurtuazji! Ćwiczymy?!- spytała Karolina poruszając zabawnie brwiami i podrzucając piłką.
Nie musiałyśmy jej odpowiadać. Stanęłyśmy w trójkąciku. I tylko odbijałyśmy sobie piłkę. Widać było, że starały się wybadać jak dobry mam refleks. Na początku obchodziły się ze mną jak z drogą chińską porcelaną. Kiedy zauważyły, że spokojnie dotrzymuję im kroku podkręciły tempo. Bardzo. Ledwo nadążałam ale nie dałam tego po sobie poznać. Dołączały do nas kolejne dziewczyny, a akcja nabierała tempa. Jakoś dotrzymywałam im kroku.
- Dziewczyny! Pora losować składy!- usłyszałyśmy wołanie trenera który w ręku trzymał czapkę z daszkiem wypełnioną poskładanymi karteczkami.
Złapałam lecącą w moim kierunku piłkę i podeszłam do selekcjonera z innymi dziewczynami. Spojrzałam pytająco na Karolinę. Zauważyła mój wzrok i powiedziała rzeczowo:
- Na karteczkach zapisane są grupy: 1 i 2. Uczciwie wybrane składy. Przegrana drużyna stawia najbliższy spędzony razem lunch.
Pomysłowo pomyślałam. Było nas czternaście. Czyli po siedem dziewczyn w zespole. Jako ostatnia podeszłam do trenera i wzięłam ostatnią kartkę na której pisało:

Grupa 1

Spojrzałam na Karolinę, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały pokazałam jej wskazujący palec na znak, że jestem w pierwszej grupie. Ta tylko uśmiechnęła się półgębkiem z iskrą pewności siebie w oczach. Doskonale wiedziałam, że będziemy razem w grupie. Mój zespół stał już na jednej z połów boiska. Gdy tylko podeszłam dziewczyny utworzyły krąg. Widać było gołym okiem iż wszystkie przyjęły przywództwo Karoliny bez zastanowienia. Jak zawsze. Jest urodzoną przywódczynią, przyciągała ludzi jak magnez. Miała tą cholerną charyzmę której mi było brak.
- Okey tak jak zwykle ja rozgrywam, a Ruda jest libero- dopiero teraz zauważyłam małą Ingę po swojej lewej stronie.- Aga, Miśka atak, a Ania, Sylwia i Nikol przyjecie. Pasuje?
- To chyba retoryczne pytanie!- zażartowała wysoka blondynka, która równie dobrze mogłaby zostać modelką.
- Takie właśnie było, Nikol.
Na tym skończyły się nasze rozmowy. Stanęłyśmy na swoich pozycjach. Ziarenko odwróciła się na chwilę i szepnęła:
- Spokojnie. Potrafisz grać lepiej niż niejedna z nich. Będę ci wystawiać stu procentowe piłki żebyś zabłysła. W ostatnim secie poszarżujemy. Chyba jeszcze pamiętasz nasze zmyłki?- spytała z figlarnym uśmieszkiem.
Nie musiałam jej odpowiadać, wystarczyło, że posłałam jej jedno spojrzenie.
Pierwszy set poszedł dość gładko. Wygrałyśmy 25:20. Dostawałam dokładnie takie piłki o jakich mówiła mi Karolina. Odbierałam z małymi niedokładnościami ale Ziarenko wszytko ratowała i idealnie wystawiała. Jej gra była bez zarzutu. Moje serwy pozostawiały wiele do życzenia ale trafiałam przynajmniej w pole. Drugiego seta przegrałyśmy po walce 27:29. Miałyśmy błędy w przyjęciu i w ataku. Serwy kompletna klapa. W trzecim szybki powrót do gry i wygrana 25:21.
Nadszedł ostatni set. Karolina spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Krótko i niezauważalnie kiwnęłam głową. Raz się żyje. Jutro będę miała zakwasy każdego mięśnia, a co będzie z moim kolanem nie mam pojęcia. Jeszcze nigdy nie wystawiłam go na takie obciążenie. Właściwie zawsze je oszczędzałam. Pierwszy serw, idealnie przyjęłam, Karolina wystawia na przesuniętą krótką. Szybko podbiegłam do siatki, wyskok, uderzenie obok pojedynczego bloku, punkt. Błyskawiczna akcja, szybki punkt. Przybiłyśmy sobie szybką piątkę i podeszłam do zagrywki. Zagrałam głębokim flotem tuż za siatką. Dziewczyny nie były przygotowane. Oddały nam piłkę poprzez kompletnie zły odbiór. Ruda idealnie odebrała, Karolina poprzez zmyłkę idealnie mi wystawiła. Miałam czystą siatkę. Mocne, szybkie uderzenie i punkt. Kolejna zagrywka. Zawsze byłam znana z urozmaiconych serwów. Raz delikatne floty, raz mocne zabójcze rakiety. Dziś postanowiłam zaryzykować. Wzięłam piłkę do ręki. Podrzuciłam w górę, dwa kroki, wyskok i atomowa zagrywka. As. Dziewczyny patrzyły na mnie ze zdziwieniem z resztą ja tak samo patrzyłam na swoją rękę. Z Karoliną stworzyłyśmy niesamowity duet. Rozumiałyśmy się bez słów. Kiedy miałyśmy piłkę meczową a Ziarenko stanęła na zagrywce ciekawa byłam co pokaże. To co zwykle. Niesamowicie trudną zagrywkę. Zawsze łapie piłkę w ostatnim momencie, a ta mocno uderzona leci tuż tuż nad siatką. Piłka ma taką rotację, że zawsze trafia na tułów zawodniczki. Cholernie wkurzające przyjecie z którym zawsze miałam problem. Znów drużyna przeciwna miała problem ale wyprowadziły mocny i dokładny atak, Ruda miała problemy z przyjęciem a piłka w dość wolnym tempie poleciała w stronę  krzesełek. Bez zastanowienia poleciałam za nią. Przeskoczyłam przez krzesła i rzuciłam się na piłkę. Udało mi się ją wybić na tyle żeby Aga wykiwała podwójny blok. Wygrałyśmy. Niestety mi się nie udało zbyt elegancko wylądować i po prostu runęłam na podłogę. Kiedy odwróciłam się na plecy zobaczyłam pomocną męską dłoń należącą do...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
PIĄTEK, PIĄTECZEK, PIĄTUNIO!
Wielka radość w domu Gucia z powodu weekendu.;p
Oddaję 4 w wasze ręce ;)
Zachęcam do komentowania ;]
Do następnego! ;D

Justyna ;*

7 października 2013

Rozdział 3.

Byłam naiwna sądząc, że wszytko od razu będzie grało.
Naiwność- moja wada i siostra rodzona jednocześnie.
Sama sobie zafundowałam małe rozczarowanie.
Nikt mi nie mówił, że będzie łatwo. Sama tak stwierdziłam.
Debilka.
Tylko takie myśli kołatały mi się w głowie, podczas pierwszego treningu. Siatkarze od 20 minut rozgrzewają się na boisku, zdaje mi się, że pan Andrzej chce przeprowadzić trening który wybije im z głowy twardy orzech do zgryzienia imieniem Anna Plińska.
Kiedy minęło 30 minut do hali przybyli statyści, fizjoterapeuta, drugi trener i trener przygotowania fizycznego. Oczywiście przywitałam się z nimi i przedstawiłam się. Oni, w odróżnieniu od ich podopiecznych zaakceptowali moją obecność na hali z entuzjazmem. Twierdzili, że to doskonała decyzja. Ulżyło mi wiedząc, że ktoś będzie mi przychylny. Każdy zajął się swoją robotą więc i ja to zrobiłam. Z torby wyjęłam duży zeszyt, do ręki wzięłam długopis i zaczęłam bazgrolić notatki. Dziś postanowiłam skoncentrować się na znajomościach w drużynie i ewentualnych konfliktach, których nie było widać. Zapisywałam kto z kim trenuje, kto z kim rozmawia, jak reagują na poszczególne ćwiczenia, osoby. Chciałam stworzyć swój własny zarys sytuacji w zespole jak i indywidualny opis graczy. Zauważyłam, że nowi próbują się zorientować w kontaktach między siatkarzami tak samo jak ja. Drzyzga i Konar trzymali się razem, podejrzewam, że poznali się na treningach reprezentacji.
Na koniec treningu, kiedy zostało im około 30 minut, rozegrali jednego seta. Piotrek i Fabian dogadywali się całkiem nieźle. Kolejny pozytywny efekt treningów reprezentacji na ME. Gdy przyjrzałam się uważnie mojemu zeszytowi zdałam sobie sprawę, że ciężko będzie mi się rozczytać z moich własnych notatek. Nie dość, że mam okropny charakter pisma, to wszytko było w kompletnym nieładzie. Kolejny problem na głowie.
Gdy tylko chłopcy skończyli grać, trener bez słowa zakończenia, puścił ich do domu. Zaczekałam aż wszyscy wyjdą z hali. Schowałam twarz w dłoniach. Pięknie się zaczęło. Kiedy podniosłam głowę do góry okazało się, że nie wszyscy wyszli. Koło mnie siedział Drzyzga. Spojrzałam na niego i miałam ochotę się zabić. Okazałam słabość przy pacjencie. Brawo.
- Słaby początek?- spytał szeptem nie patrząc na mnie.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Mogło być gorzej- odmruknęłam spoglądając hardo na swoje ręce, chyba próbowałam odbudować własną pewność siebie. Fabian parsknął śmiechem.- Serio, mogliście się na mnie rzucić z rękoma- dorzuciłam lekkim tonem.
- Hej! Nie wrzucaj wszystkich do jednego worka!- odparł.- Ja mam zamiar skorzystać z twojej pomocy jak tylko będzie mi potrzebna.
Zmarszczyłam brwi w zamyśleniu.
- Może to dziwnie zabrzmi ale na prawdę mam nadzieję, że żaden z was nie będzie mnie potrzebował i pewni siebie znów wygracie Mistrzostwo Polski.
Nastała długa cisza. Nie była ona niezręczna dawała ona wręcz ukojenie na moje skołatane nerwy.
Nagle cała ta miła atmosfera zmieniła się pod wpływem jednego pytania.
- Konarski mówił, że niesamowicie grałaś w siatkówkę- kiedy wypowiedział te słowa, włoski na karku stanęły mi dęba, a puls podskoczył do 200.- Czemu przestałaś?- spytał miękko spoglądając na mnie pierwszy raz podczas tej rozmowy. Samo to spojrzenie podziałało na mnie z niesamowitą mocą.
Poczułam się jak zwierzę zapędzone w kozi róg. Nie chciałam nikomu mówić, nie chciałam współczucia, nie chciałam żeby wszyscy uważali mnie za ofiarę. W moich oczach stanęły niechciane łzy. Nic nie mówiąc, gwałtownie wstałam ze swojego krzesła i wybiegłam z hali. Usłyszałam jak mnie woła. Nie zatrzymałam się nawet na chwilę dopóki nie wsiadłam do swojego auta. Trzęsły mi się ręce i byłam bliska płaczu. Oparłam czoło o kierownicę próbując się uspokoić.
Mogłam go okłamać... że się tym znudziłam, że wolałam coś innego. Zamiast tego wybrałam ucieczkę. Jestem cholernym słabeuszem.


Fabian:
Kiedy na nią spojrzałem, zauważyłem urocze rumieńce na jej twarzy. Jednak coś przykuło moją uwagę bardziej niż owe różowe plamki. Łzy. W jej oczach. W jednej sekundzie Anka zerwała się z miejsca i pognała do wyjścia.
- Ania!- krzyknąłem w nadziei, że się zatrzyma. Na próżno.
Miałem ochotę sam sobie przywalić. Nie ma co. Delikatny to moje drugie imię.
Wstałem z krzesła i przybity poszedłem do szatni. Chłopcy siedzieli na ławkach głośno dyskutując. Na środku stał Igła energicznie gestykulując. Kiedy mnie zauważyli wszystkie oczy zwróciły się na mnie.
- Gdzieś ty był?- spytał Lukas.
Nie zdążyłem odpowiedzieć. Uprzedził mnie nie kto inny jak Kosok:
- Pewnie podrywał naszą panią psycholog- odpowiedział z krzywym uśmiechem.
Spiekłem buraka.
- Bluzy szukałem- odburknąłem.- Widzę, że tutaj się dzieją ciekawsze rzeczy.
- Właśnie. Tak jak mówiłem to nic osobistego! Mam tylko pretensje do trenera czy do kogokolwiek kto pomyślał, że potrzebujemy pomocy!- Dzidek rozkręcał się z każdym słowem.
Jochen od razu go przyhamował.
- Dobra! Ale raczej mogłeś to powiedzieć tej dziewczynie, a nie nam teraz!
- Z drugiej strony nikt z nami o tym wcześniej nie pogadał! Nikt nas nie zapytał!- powiedział Grzybek.- Oczywiście nic nie mam do Anki, czy jak jej tam jest,- dodał po cichu- bo jej nie znam!
Dawid zerwał się z miejsca z zaciśniętymi pięściami. Był wyraźnie wkurzony.
- Szkoda tylko, że wszyscy teraz mówicie, że jednak nic do niej nie macie, a na sali mieliście ochotę zabić ją wzrokiem! Nie mogliście pomyśleć wcześniej?! Używajcie częściej tego co macie w głowie, co?!- krzyknął wychodząc z szatni trzaskając drzwiami. Byłem pod wrażeniem. Powiedział to czego ja się bałem.
Wszyscy spuścili głowy z poczuciem winy. Nawet ja. Choć nie czułem się winny. Wkrótce wszyscy zajęli się swoimi rzeczami. Było cicho jak nigdy. Bez żartów, śmichów i krzyków. Każdy krzątał się wokół siebie. Tylko ja siedziałem jak posąg koło swojej nie mogąc zapomnieć o niebiesko-zielonych oczach pełnych łez.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobiliśmy do trójeczki ;p 
Jak zawsze mam nadzieję, ze się podoba. 
(wiem, wiem marny początek spowodowany
barkiem weny wczorajszego wieczoru)
troszku krótki ale następny powinien być dłuższy ;d
Za błędy przepraszam, mój osobisty korektor nie daje znaku życia xd
Jak tylko Karolina poprawi tekst, zaktualizuje rozdział ;)
Do następnego ;)

Justyna ;*

2 października 2013

Rozdział 2.

Czuję, że to mój czas. Dawna Anka wraca. Uwaga cieniasy, lamusy i inne pięknisie! Powracam ze zdwojoną mocą!
Wczoraj ustaliliśmy z panem Andrzejem, że zaczynam od jutra. O wszystkim opowiemy siatkarzom na początku treningu. Kiedy tylko przyszłam do domu szybko przebrałam się w dresy i biały T-shirt. Włosy związałam w wysokiego koka, tak jak na meczach. Rzuciłam się na łóżko i sięgnęłam po laptopa. Muszę wiedzieć wszystko o drużynie nawet najmniejszą plotkę. Wpadłam w wir internetu. O godzinie 18 usłyszałam odgłos zamykanych drzwi.
- Ania?! Gdzie jesteś?
To Romek wrócił do domu (lubię nazywać tatę Romeczkiem, bo jego to irytuje).
- U siebie!- odkrzykuję.
Po paru sekundach uchyla drzwi i wsadza przez szparę głowę. Widzę ciekawość w jego oczach.
- I jak?- pyta cały podekscytowany.
- Dobrze- odpowiadam zwięźle.- Jutro zaczynam, a teraz zbieram materiały.
Zaskoczony tata zmarszczył brwi.
- Jutro? Tak szybko?
- Nie ma na co czekać im szybciej tym lepiej. Póki jeszcze się PlusLiga nie zaczęła- odpowiedziałam nie odwracając wzroku od ekranu laptopa.
- No też racja. To ja nie przeszkadzam. Jakby co to obiad jest w lodówce- powiedział na odchodne.
-Ok!
Oderwałam się od artykułu o Fabianie Drzyzdze i jego transferze do Asseco, tylko i wyłącznie dla tego, że mój brzuch zaczął głośno upominać się o jedzenie. Obiad o którym wspominał tata to po prostu pizza. Żadne z nas nie było najlepszymi kucharzami. Ja potrafiłam spieprzyć nawet jajecznicę więc kiedy ktoś mówi, że trzeba zrobić obiad, automatycznie wychodzę z danego pomieszczenia. Po prostu to nie mój konik. Wsadziłam pizze do piekarnika, żeby się trochę zagrzała. Spojrzałam na zegarek, 19.33. Teoretycznie za późno na kawę ale zrobiłam sobie cappuccino. Niektórzy powiedzieliby, że kawa kompletnie nie pasuje do pizzy. Mam to gdzieś. Po prostu uwielbiam kawę i mogłabym ją pić litrami. Oczywiście gdyby to było zdrowe.
Kiedy tylko skończyłam jeść wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby. Przysiadłam jeszcze chwilę do pracy. Cóż, mnie się wydawało, że to 'chwila'. Tak na prawdę było wpół do dwunastej. Dokończyłam artykuł i poszłam spać.
Ale oczywiście mądra ja zapomniałam nastawić budzik. Dobrze, że mój mózg stwierdził iż wystarczy spania o 8.34. Miałam godzinę żeby się wyrobić. Trening zaczyna się punktualnie o 10.00. Ubrałam tylko legginsy, dłuższą białą tunikę, jeansową kamizelkę i różowe nike do biegania (teoretycznie, bo ja je noszę prawie codziennie). Lekki make-up, konkretnie tusz do rzęs i eyeliner. Włosy związałam tak samo jak poprzedniego dnia. Nic nie zjadłam zrobiłam sobie tylko kawę. Nie miałam czasu na śniadanie. Wypiłam na szybko napój bogów, przy okazji oparzając sobie język. Wyszłam z domu za 25. Miałam nadzieję, że będę na czas. Trochę głupio spóźnić się pierwszego dnia pracy. Na szczęście nie było korków, a ja jechałam na skraju prawa. Dziś nie było pięknej Karoli w recepcji, co mnie trochę zdziwiło. Kiedy weszłam na salę odetchnęłam z ulgą. Byłam pierwsza. Usiadłam na jednym z krzeseł przy bocznej linii. Do hali wparował pan Andrzej. Taszczył dwie siatki z piłkami i swoją torbę. Podbiegłam do niego i wzięłam jeden z worków z piłkami. Oczywiście próbował odmówić pomocy.
- Proszę pana. Dam radę, duża już jestem!- zażartowałam.
- Uparta po ojcu- mruknął pod nosem. Miał rację, odziedziczyłam to po nim.- Gotowa na prezentację?
NIE.
- Tak- sztuczny uśmiech numer 2 i heja do przodu.
- Masz jeszcze chwilę żeby się przygotować mentalnie- zaśmiał się.- Chłopcy zawsze się ociągają w szatni.
- Moglibyśmy im nie mówić o mojej sportowej przeszłości i całej reszcie?- spytałam. Na prawdę nie miałam ochoty im tego opowiadać.
- Oczywiście. Jeśli nie chcesz- zmarszczył brwi i spojrzał na mnie kątem oka.- Choć to nie ma sensu.
- Jeszcze nie czas na gorzkie żale.
- Jak uważasz.
W ten sposób zakończyliśmy naszą rozmowę. Znów usiadłam na krzesełku. Trener szperał w swoich zapiskach. Miałam chwilę dla siebie.
- Rakieta?!
No kurwa nie wierzę!
- Drzewko?!- spytałam podnosząc głowę. Nie ma to jak ksywki z gimnazjum!
Przede mną stał Dawid Konarski w treningowej koszulce Asseco, a za nim stało paru chłopaków. Jak ja wczoraj czytałam te pieprzone artykuły, że nie wiedziałam o jego transferze do Rzeszowa?!
Wstałam i przybiłam mu sztamę jak za dawnych lat. Inni tylko się na nas gapili ze znakiem zapytania na czole.
- A ty co tutaj robisz?- spytał z typowym dla niego uśmieszkiem.
- Zaraz się dowiesz- odpowiedziałam.
- A po znajomości się nie da?
- A nie da!- zaśmiałam się. Dobrze widzieć znaną twarz.
Trener zawołał nas. Przystanęłam z boku za Kowalem. Ta da! Ogłoszenia parafialne!
- A więc chłopcy. Zaczynamy nowy sezon! Jesteśmy już wszyscy razem. Wszyscy widzimy nowe twarze. Z czasem poznamy siebie nawzajem, nasze wady, zalety i te inne. Nowi zawodnicy to Fabian Drzyzga, Nikołaj Penczew, Peter Veres i Dawid Konarski. Mamy również nową postać w naszym sztabie- czuję buraka na twarzy- Annę Plińską- bam! Wszystkie oczy na mnie.- będzie ona waszym psychologiem.
Po sali przeszedł szmer. Szepty niezadowolenia. Na twarzy Dawida zagościł wyraz zdziwienia.
Pierwszy ogarnął się Kosok:
- Ma praktyki, tak?
- Nie, jest zatrudniona na sezon 2013/2014.
- Nie potrzebujemy psychiatry- odezwał się Grzybek.
Koniec rozmawiania tak jakby mnie tu nie było. Wkraczam do akcji.
- Jestem psychologiem, nie psychiatrą- stwierdziłam. Znów wszyscy się na mnie gapią. Szlag. Muszę opanować kolor mojej twarzy.
- Ale my nie mamy żadnego problemu- powiedział Nowakowski.
- Rzeczywiście nie macie. Ja mam być tylko jako koło ratunkowe. Przegrany mecz, kłótnia w zespole czy też złe samopoczucie. Z każdą błahostką możecie przyjść do mnie- odpowiedziałam na jednym tchu.
A ja myślałam, że będzie łatwo.
- Można wymienić tonę powodów dlaczego niektórzy w ogóle nie skorzystają z twojej pomocy- stwierdził Dzidek ze złością. Widać było, że jemu najbardziej nie odpowiada moja obecność.
- Zacznij- powiedziałam prowokacyjnie.
Muszę zacząć budować swoją pozycję w zespole. To nie ja mam być 'ofiarą'.
Jedno słowo a atmosfera pomiędzy mną, a Perłowskim stężała.
- Jesteś kobietą- zaczął.
- Też mi argument- prychnęłam pod nosem.
- Nie znasz się na siatkówce- odparował.
Usłyszeliśmy śmiech Dawida.
- Prawdopodobnie zna się lepiej niż niektórzy z nas. Uwierz mi!
Wzruszyłam ramieniem i znów spojrzałam na Łukasza.
- Jesteś młoda.
- Mam 25 lat. Jestem starsza od paru zawodników.
- Zbyt wyłuskana.
No cholera! Nie chciał mnie jako psychologa, bo byłam za ładna i delikatna. Wydawało mu się.
- Ciekawe, że mówisz o mnie tak jakbyś mnie znał. Nic o mnie nie wiesz, a i tak podważasz mój autorytet. Poznaj człowieka, później go oceniaj i bierz pod lupę.
Atmosferę zaczął rozładowywać nie kto inny niż Igła.
- Okej, okej. Bo zaraz sobie do gardeł skoczycie!- zaśmiał się. Razem z nim paru innych.- Dlaczego mielibyśmy nie spróbować?- zwrócił się do siatkarzy.- Jak nie chcecie czy nie potrzebujecie pomocy nie musicie z niej skorzystać. W razie czego mamy psychologa. Nikt was do niczego nie zmusza.
Popatrzyli po sobie, wzruszyli ramionami, niektórzy pokiwali głowami. Chłopak z czarną czupryną i jasnymi oczami, które mogłyby konkurować z oczyskami Winiara, patrzył się na mnie w dziwny sposób. Nie powiem, było na czym oko zawiesić. Kiedy zorientował się, że go przyłapałam szybko odwrócił wzrok. Z resztą ja też.
- Dobra chłopaki zero gadania- wtrącił się Kowal. Nareszcie!- Czas na trening!
Siatkarze poszli na boisko porozgrzewać się, a ja musiałam usiąść z wrażenia.
Nie wiem na co ja właściwie liczyłam. Że grupa 18 mężczyzn pozwoli zmaleć ich własnym ego tylko po to żeby mieli psychologa? Jakby tego było mało 'wyłuskaną' 25 letnią psycholożkę! Co ja sobie myślałam?! Że rzucą się na mnie, padną mi do stóp i będą dziękować za moją pomoc? Marzenia, Anka, marzenia. Albo będzie gorzej, albo lepiej. To zależy tylko i wyłącznie od ciebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo! ;d 
Oddaję dwójeczkę w wasze ręce ;]
mam nadzieję, że się podoba. 
do następnego ;d

Justyna ;*