29 listopada 2013

Rozdział 13.

Dedykuję rozdział mojej kochanej chorowitce. Jafra, jestem z tobą! ;*
Oraz Asi i Karolinie które pomogły mi wymyślić idealną i oryginalną randkę Ani i Fabcia ;3

Kiedy już przyjechałam do domu i dostałam burę od ojca, który zaczął wypytywać się o wszytko, a na koniec spytał się czy kogoś mam, podjęłam decyzję, że czas się usamodzielnić. Jak tylko wrócę z tej cholernej, tajemniczej randki, zacznę szukać mieszkania. Mam już swoje lata, pora wylecieć z rodzinnego gniazda. Bez żadnego ociągania się rozpoczęłam wielogodzinne przygotowania do spotkania z Fabianem. Pozwoliłam włosom wyschnąć tak, żeby skręciły się w sprężynki, tak bardzo znienawidzone przeze mnie na co dzień. Zawinięta w ręcznik weszłam do swojej garderoby. Oczywiście powtórzyła się sytuacja sprzed rozmowy kwalifikacyjnej. Czyli: załamanie rąk, płacz i zgrzytanie zębami, wołanie o pomstę do nieba za własną głupotę i na końcu oczywiście zarzekanie się oraz obietnice pójścia na zakupy. Nie miałam kompletnie żadnego pojęcia w co się ubrać, bo moja garderoba bazowała głównie na koszulkach, jensach i dresach, które nie są raczej najlepszym strojem na randkę. Nie myśląc zbyt wiele złapałam za telefon i wybrałam numer Ziarenka.
- Czego?- zapytała jednocześnie coś przeżuwając.
Przewróciłam tylko oczyma.
- Pomocy!- odparłam wysapując zrezygnowana do telefonu.
- Oho! Zamieniam się w słuch!- powiedziała ochoczo.
Streściłam krótko mój problem nerwowo krążąc po pokoju. Została mi jeszcze niecała godzina. Jak się nie wyrobię to nie będzie ciekawie. Karolina tylko co chwilę przytakiwała i słuchała. Pewnie w wyobraźni przekopywała swoją szafę. Kiedy skończyłam ona tylko rzuciła:
- Będę za 15 minut- i się rozłączyła.
Spojrzałam zdziwiona na telefon i tylko wzruszyłam ramionami. Mogła powiedzieć co weźmie, żebym chociaż spróbowała zaprotestować. Chodziłam w kółko po swoim pokoju myśląc, że to przyspieszy przyjazd przyjaciółki. Kiedy usłyszałam pukanie do drzwi krzyknęłam:
- Otwarte!
Po chwili Karolina wpadła do mojego pokoju trzaskając drzwiami
- Ktoś tu dziś idzie na randkę?!- wykrzyczała zabawnie poruszając brwiami.
Westchnęłam tylko i podniosłam rękę do góry jak uczennica podstawówki.
- Nie nabijaj się tylko mów co przyniosłaś.
Ziarenko nic nie mówiąc zaczęła wyjmować starannie złożone ubrania na moje łóżko. Z każdą wyjętą rzeczą moje brwi wędrowały coraz wyżej, lecz wyjęcie przez nią brązowych litów z drewnianymi obcasami przelało czarę.
- Pogięło cię?!- spytałam poddenerwowana.- Przecież ja w czymś takim chodzić nie umiem!
- Nauczysz się- stwierdziła rzeczowym tonem przyglądając się swojej stylizacji rozłożonej na materacu mojego łóżka.- Lepiej powiedz co sądzisz o całości. Jestem genialna, prawda?- spytała zachwycając się własnym gustem. Miałam ochotę podrażnić się z nią i zaprzeczyć.
Niestety musiałam się zgodzić.
Szmaragdowa sukienka przed kolano z krótkim rękawkiem, brązowa skórzana kurtka, brązowa torebka na ramię i oczywiście te przeklęte lity. Całość dopełniały jasno zielone kolczyki i pierścionek. Wzruszyłam tylko ramionami i teatralnie otarłam nieistniejącą łzę.
- Dzięki tobie będę pięknie wyglądać na tej randce.
Poczułam tylko jak dostaję kuksańca w ramię. Zaśmiałam się tylko. Na serio będę pięknie wyglądać, pomyślałam mało skromnie.
- A tak swoją drogą, ciekawe gdzie cię zabiera- zachodziła w głowę Karolina, przy okazji rzucając się na łóżko.
- Żebym to ja wiedziała- prychnęłam układając włosy przed lusterkiem.
- Pewnie na coś mało oryginalnego ale romantycznego. Typu kolacja w dwoje, czy coś takiego.
Zmarszczyłam brwi zastawiając się nad jej słowami. W między czasie rzuciłam okiem na moja kreację i próbowałam wybrać coś ze swoich kosmetyków.
- Znając jego będzie to właśnie coś oryginalnego- mruknęłam do siebie po czym z frustracji rzuciłam tuszem w stronę umywalki w łazience.- Weź rusz dupę i mi pomóż, bo ja już wariuję!- zawołałam zrezygnowana.
- Siadaj- powiedziała wstając z łóżka.
Od razu wzięła się do roboty bez zastanowienia. Widać, że miała wprawę. Z resztą, zawsze miała do tego rękę. Za każdym razem gdy próbowałam spojrzeć w lustro, odwracała moją głowę mówiąc: nie ogląda się nie skończonych arcydzieł. Gdy już skończyła i mogłam się obejrzeć powiedziałam:
- Zostań moją prywatną stylistką.
Użyła jasnych cieni do powiek, czarnego eyelinera, tego samego koloru kredki do oczu i maskary. Podkreśliła również moje jasne brwi.
- Ależ przystojnie wyglądasz- powiedziała nachylając się i poprawiając kosmyk włosów.
- Dzięki- powiedziałam parskając śmiechem. Spojrzałam na zegarek i mruknęłam:- Czas się ubrać.
- Tylko załóż seksowną bieliznę!- rzuciła przez ramię.
Zaśmiałam się tylko kręcąc głową.
- A właśnie!- zawołała doganiając mnie.- Dobry jest w te klocki?- spytała z głupkowatym uśmieszkiem.
- A skąd mam wiedzieć?- spytałam chowając twarz wśród włosów, a jednocześnie próbując znaleźć jakąś stosowną bieliznę. Kiedy rzuciłam okiem na Karoliną, parzyła się na mnie oczyma jak pięć złoty.
- Zamknij buzię, bo połkniesz komara- rzuciłam do niej.
Ziarenko szybko się otrząsnęła.
- Ile wy ze sobą jesteście? Miesiąc? I jeszcze ze sobą nie spaliście?- krzyczała lekko zdezorientowana.
- Zamknij się!- syknęłam.- Tata pracuje na dole- dodałam pośpiesznie.- A kiedy mieliśmy to zrobić?! W pokoju hotelowym w Paryżu? Całkiem romantycznie by było, gdyby nie fakt, że za ścianami mieliśmy innych siatkarzy. Nie miałam też zamiaru wskoczyć mu do łóżka po tygodniu bycia razem... Z reszta, mówisz tak jakby seks był najważniejszy w związku.
- Najważniejszy może nie jest ale bez seksu związku raczej nie ma- podsumowała wzruszając arogancko ramionami.- Wszystko wskazuje, że dziś ten wielki dzień, więc szykuj się, bo zostało ci dwadzieścia minut na ubranie się i poćwiczenie.
Wybrałam czarną koronkową bieliznę i cieliste pończochy. Kiedy już się przebrałam i wyszłam z łazienki, Karolina pokiwała aprobująco głową, a po chwili podeszła do mnie z litami w ręku.
- Masz tutaj moje cudeńka. Tylko uważaj na nie!
Przewróciła tylko oczyma i powiedziałam:
- Spoko. Jak się nie zabiję mając je na nogach to będzie dobrze.
- Nie przesadzaj- rzuciła przez ramię idąc w stronę łóżka.- No dawaj, dawaj! Szybko!- ponaglała mnie klaskając w dłonie.
Szybko włożyłam lity. Musze przyznać, że były cholernie wygodne i sądzę, że nie najgorzej w nich chodziłam.
- Dobra. Dasz sobie radę. Tymczasem ja już pędzę, bo niedługo się zjawi twój książę na białym koniu, oczywiście o ile się nie spóźni- dorzuciła z uśmieszkiem.
- Dziękuję ci jeszcze raz za pomoc- powiedziałam przytulając ją.
- Nie ma za co. W końcu po co ma się przyjaciół.
Gdy Karolina już pojechała, przewiesiłam sobie skórzaną kurtkę przez ramię i chwyciłam w rękę torebkę, do której szybko wrzuciłam portfel, telefon, klucze i chusteczki. Zeszłam na dół i zapukałam do drzwi gabinetu taty.
- Tato..- zaczęłam uchylając drzwi.
- No co tam?- spytał nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.
Odchrząknęłam chcąc zwrócić na siebie uwagę i dodać sobie trochę odwagi. Kiedy tylko na mnie spojrzał spytał:
- Znam go?
Zmarszczyłam zdziwiona brwi.
- Skąd wiesz, że idę na randkę?
- Dobrze znam swoje dziecko!- rzucił rozbawiony.- Na spotkanie z koleżankami nie założyłabyś butów na obcasie. Nienawidzisz ich- oznajmił pokazując palcem na lity.- Więc kim jest ten szczęściarz i kiedy go poznam?
Ostatnia część pytania otumaniła mnie prawie tak samo, jak uderzenie patelnią w głowę.
- Fabian Drzyzga- powiedziałam- i nie wiem kiedy go poznasz. Mam nadzieję, że nigdy- mruknęłam do siebie ewakuując się z jego gabinetu.
Już widzę to przesłuchanie, które musiałby przejść Fabian podczas spotkania z moim ojcem. Tata poczułby się jak agent FBI wypytując młodego rozgrywającego o jego życie i plany na przyszłość.
Potrząsnęłam energicznie głową, chcąc jak najszybciej i jak najskuteczniej wyrzucić tę dziwną wizję z mojej głowy. Pomogło mi ciche pukanie do drzwi. Idąc w stronę wyjścia, nałożyłam na siebie kurtkę i przewiesiłam torebkę przez ramię. Nerwowo strzeliłam palcem i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się młody Drzyzga z artystycznym, kruczym nieładem na głowie i szarymi oczami utkwionymi w mojej małej osobie. Ba! Nawet się ogolił. Uśmiechnęłam się nieśmiało pod wpływem jego wzroku.
- Ślicznie wyglądasz- wykrztusił tylko i pochylił się nade mną, aby złączyć nasze usta w czułym pocałunku, który obudził rój motyli w moim brzuchu.
- Dziękuję- mruknęłam prosto w jego usta kiedy oboje raczyliśmy się od siebie oderwać.- To powiesz mi gdzie jedziemy?
Fabian złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w kierunku jego auta.
- Jeszcze o niczym się nie dowiesz- rzucił z cwaniackim uśmiechem otwierając przede mną drzwi pasażera.
Kręcąc z niedowierzaniem głową zapinałam pas. Ruch nie był zbyt wielki, godziny szczytu już dawno minęły. W trakcie drogi rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Fabian opowiadał o swoich znajomych z Warszawy, o klubie, rodzinie. Ja opowiadałam mu o tym, jak poznałam Dawida i Karolinę oraz jak spędziliśmy następne 6 lat, do czasu mojego wypadku. Na szczęście nie musiałam zaczynać opowiadać o tych niezbyt wesołych momentach mojego życia, gdyż Fabian zaparkował samochód i oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Wyszłam z auta i zaczęłam się rozglądać. Poczułam dłoń Fabiana na mojej dokładnie w momencie gdy zrozumiałam gdzie mnie zabiera.
- Filharmonia!- szepnęłam.
- Spodoba ci się.
- W to nie wątpię! Uwielbiam muzykę klasyczną- powiedziałam nadal lekko zdziwiona.
- Nie spodziewałaś się. Przyznaj- naciskał z uśmieszkiem na twarzy.
- Nie. Jestem zaskoczona. Udał ci się- odpowiedziałam kręcąc głową.
- Zaskoczę cię jeszcze bardziej jak powiem, że sam lubię muzykę klasyczną?
Spojrzałam na niego autentycznie zaszokowana. Skąd on się wziął?
- No proszę. Inteligentny, dżentelmen, uprzejmy, zabawny i do tego lubi muzykę klasyczną. Fabian, twój gatunek dawno wyginął, co ty tu robisz?- spytałam przez śmiech.
- Dodaj jeszcze umiejętność gdy na fortepianie i masz ideał mężczyzny- skwitował rzeczowym i absolutnie nie skromnym tonem.- Chodź, bo zaraz się spóźnimy- powiedział pociągając mnie lekko w stronę ciężkich dębowych drzwi.
Koncert opierał się głównie na utworach Bacha, Mozarta i Chopina ale można było również usłyszeć utwory takich kompozytorów jak Stefano Mocini czy Lutosławskiego. Istna magia. To jest prawdziwa muzyka. Jeżeli ktoś najpopularniejsze utwory XXI wieku nazywa muzyką to jest pewnego rodzaju bluźnierstwo. Muzyką nie da się nazwać piosenki w której powtarza się jedno czy trzy zdania, które odnoszą się do seksu, alkoholu albo narkotyków, gdzie co trzecie słowo to przekleństwo, a melodia opiera się na trzech nutach. Na szczęście są jeszcze kompozytorzy, piosenkarze i zespoły które rozumieją i znają prawdziwe piękno muzyki i potrafią pokazać oraz wyrazić to piękno na swój własny niepowtarzalny sposób.
Spektakl okazał się rekordowo długi, nie to żebym narzekała ale kiedy wychodziliśmy z gmachu filharmonii, burczenia mojego brzucha nie zagłuszył nawet zimny i gwałtowny powiew wiatru. Nie uszło to uwadze Fabiana, który od razu stwierdził, że jedziemy na kolację.
- Fabian, jest godzina 22- zaśmiałam się.- Większość restauracji jest zamknięta albo przepełniona, w końcu to piątek- dodałam wybijając mu ten pomysł z głowy.
W końcu postanowiliśmy, że pojedziemy do domu Fabiana i wykombinujemy coś u niego. Znaczy on wykombinuje, ja ze swoimi nieumiejętnościami mogę co najwyżej pomóc. Moja skromna osoba i kuchnia równa się teksańska masakra piłą mechaniczną. Noc była zimna i wietrzna, dawało się wyczuć w powietrzu zapach nadchodzącego deszczu, więc wcale się nie zdziwiłam, że kiedy wysiadaliśmy pod mieszkaniem Drzyzgi pierwsze krople lądowały już na naszych głowach.
Dom młodego rozgrywającego znajdował się na jednym z nowo wybudowanych osiedli blisko centrum. Jak tylko zamknęliśmy za sobą drzwi najszybciej jak mogłam ściągnęłam ze stóp te cholerne lity. Wygoda, wygodą ale łydki i palce zaczynały mnie boleć. Rozejrzałam się po salonie. Nie był jeszcze do końca urządzony. Lekko zimny, bez ozdób, obrazów, kwiatów. Znajdowały się w nim najważniejsze i najpotrzebniejsze rzeczy. Ale jedno mnie zdziwiło najbardziej. Czarny, ekskluzywny fortepian stojący w rogu wielkiego salonu. Szczena opadła mi na podłogę.
- To fortepian- stwierdziłam z bystrością pięciolatka.
- Nie da się ukryć- potwierdził z ironią.- Lubię sobie od czasu do czasu pograć- dom był właściwie surowo umeblowany ale znalazło się miejsce dla fortepianu.- Nie zdążyłem dokończyć meblowania- stwierdził jakby czytając mi w myślach, stając obok mnie i obejmując mnie ramieniem.- W garderobie wciąż stoją kartony z meblami. Ciągłe treningi, wyjazdy, mecze, a jak trafi się dzień wolnego wolę inaczej spędzać wolny czas.
- Rozumiem. Wiesz, jak chcesz to mogę ci pomóc z meblowaniem. Lubię skręcać regały- dodałam posyłając kuksańca w jego stronę.- A teraz chodź coś upichcić! Tylko od razu mówię, ja się do gotowania nie nadaję!
Fabian zmarszczył brwi i spojrzał na mnie zaskoczony.
- Czemu?- spytał niepewnie.
- Bo moje umiejętności kucharskie są zerowe- przyznałam się do własnej słabości.
Fabian zaczął się śmiać, a ja tylko patrzyłam na niego jak na debila.
- To żeśmy się dobrali- wyjąkał między salwami śmiechu.
Schowałam twarz w dłoni, oparłam się o zimną, białą ścianę i zaczęłam chichotać.
- Tylko nie mów mi, że też potrafisz przypalić jajecznicę!- zaśmiałam się.
- Tak, potrafię!- stwierdził po czym wyjął telefon z kieszeni i naskrobał szybko sms'a.- Właśnie załatwiłem nam kolację, niestety będzie dopiero za 20 minut. Tymczasem, może coś ciepłego do picia?- spytał i zapraszającym gestem wskazał mi drogę do kuchni.
I w tym pomieszczeniu przeważała biel. Jasne meble, srebrny sprzęt kuchenny, tu i tam można było zobaczyć kolorowe detale. U szefa kuchni zamówiłam gorącą herbatę z cytryną. Czekając na tajemniczą kolację, wciąż opowiadaliśmy o swoich rodzinach. Właściwie to ja zasypywałam Drzyzgę pytaniami.
- Cały czas słyszę jak opowiadasz o swoim tacie. A mama?- spytał cicho.
Włoski na karku stanęły mi dęba. To jedno słowo budzi we mnie tak wiele sprzecznych emocji. Przede wszystkim nienawiść, gniew i żal. Ale i smutek, bo nigdy nie miałam prawdziwej matki. Długo się zbierałam do odpowiedzi, wystarczająco długo, żeby Fabian pomyślał, iż nie chcę o tym rozmawiać.
- Nie, nie! Nie o to chodzi. Stałeś się kimś ważnym w moim życiu, więc powinieneś znać moją przeszłość- zapewniłam szybko.- Moja matka zostawiła nas gdy miałam trzynaście lat. Jednego dnia wszystko było pięknie. Zakochani w sobie po uszy rodzice, szczęśliwa, kochająca się rodzina. A następnego wszystko legło w gruzach... Okazało się, że matka miała romans. Szybko zdecydowała się nas opuścić. Nawet nie próbowała ratować tego małżeństwa. Przekreśliła je, tak samo z resztą jak mnie. Dorastałam bez najważniejszej osoby w życiu każdej nastolatki. Tata jest moim ojcem i matką. Zawsze mnie rozumiał i wspierał. Dlatego jestem z nim tak bardzo związana, bo w tej jednej osobie są dwie najważniejsze postacie mojego życia. Pomagał mi w każdej chwili mojego życia. Nie ważne jaki miałam problem.
Z ostatnim wypowiedzianym przeze mnie słowem zadzwonił dzwonek do drzwi, który całkowicie rozproszył gęstniejącą atmosferę. Fabian potruchtał otworzyć, a ja wykorzystując okazję szybko przetarłam łzę. Miałam nadzieję, że nie zobaczył jej młody rozgrywający.
- Nasza wyborna i wyśmienita kolacja przybyła!- ogłosił Fabian wchodząc do kuchni z dwoma srebrnymi zawiniątkami w jednorazówce.
Równo z jego pojawieniem się w pomieszczeniu do moich nozdrzy doleciał doskonale znany i uwielbiany przeze mnie zapach. Od razu zaczęłam się śmiać.
- Kebab jako wyborna i wyśmienita kolacja!- powiedziałam przez śmiech do siadającego naprzeciw mnie rozgrywającego.- Nie ma co, ten wieczór zdecydowanie należy do oryginalnych!
- Słuchaj. Zaraz możemy zgasić światła, zapalić świeczki i zjeść kebaba w świetle świec. Wtedy będzie mniej oryginalnie.
- Proszę cię!- wykrztusiłam.- Daj mi po prostu moją porcję.
Wesoła i zabawna atmosfera utrzymana była przez cały posiłek. Śmialiśmy się z różnych sytuacji i opowiadaliśmy sobie różne historie. Gdy skończyliśmy i posprzątaliśmy po kolacji, poszliśmy do salonu. Podążałam krok w krok za Fabianem, który usiadł za fortepianem i delikatnie musnął palcami klawisze wydobywając cudowne dźwięki z najwspanialszego instrumentu świata. Oparłam się o jego barki wsłuchując się w melodię. Nagle zmienił tonację, a nuty zaczęły układać się w jedną z moich ulubionych kompozycji Stefano Mocini'ego, It hurts.
- Trafiłem?- spytał cicho.
- Idealnie- odszepnęłam wpatrując się w jego dłonie.
Ta chwila mogłaby trwać wieczność. Przy nim czułam, że żyję. Nie potrzebowałam siatkówki aby czuć się spełnioną i szczęśliwą. Mogłam być sobą. Mogłam być wredna, chamska, sarkastyczna, a on ciągle był przy mnie. Dobrze wiedział co lubię, co mi się podoba, co myślę! On po prostu czytał mi w myślach! Wraz z ostatnią nutą złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Odwzajemnił go z taką wrażliwością i słodyczą, iż wiedziałam, że kocham tego faceta. Nie ma i nie będzie żadnego innego.
Z każdą sekundą nasz pocałunek zmieniał się w coraz bardziej dziki i namiętny. Młody rozgrywający błądził swoimi dłońmi po moich plecach z delikatnością, która mogła zaskoczyć. Fabian na chwilę oderwał się od moich ust ciężko oddychając. Spojrzał się na mnie pytająco, tak jakby pytał się o zgodę. Nieznacznie kiwnęłam głową w odpowiedzi, doskonale wiedziałam czego chciałam. Drzyzga wstał z krzesełka, objął mnie rękoma w talii, a ja podskoczyłam i owinęłam swoje nogi wokół jego bioder. Znów złączyliśmy nasze usta w pocałunku, zmierzając w kierunku sypialni.
On jest tym jedynym. Jest moim ideałem. Jest mężczyzną z którym chcę być do końca. Nie ma i nie będzie żadnego innego. Czułam, że przy nim jest moje miejsce na świecie. Nigdy nie wierzyłam w pokrewieństwo dusz. Uważałam to za niemożliwe. Jednak po spotkaniu tego mężczyzny, zmieniłam zdanie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że kazałam tak długo czekać ;)
Brak pomysłu i częściowo również ochoty ;p
Ale jest to jeden z dłuższych rozdziałów, więc sądzę, że mi wybaczycie ;)

Justyna ;* 

21 listopada 2013

Ogłoszenia parafialne.

Hej, ludzie! :p
Chciałam was o czymś poinformować, ponieważ wiele osób pyta kiedy następny.
Nowe rozdziały będą się pojawiać albo w niedziele, albo w poniedziałki.
Jest to spowodowane tym, że mieszkam od niedawna w Szwecji i uczę się języka.
Na dodatek we wtorki mam dodatkowe lekcje, a w środy chodzę do polskiej szkoły,
więc mam mało czasu na pisanie dwóch, czy więcej, rozdziałów tygodniowo.
Nauka to nauka. Nijak nie przeskoczysz..
Jeżeli będę miała wolne, oczywiście rozdziały będą dodawane częściej.

A więc, do następnego! :D


Justyna ;*

18 listopada 2013

Rozdział 12.

Dedykuję ten rozdział Joasi i Karolinie, które zaskoczyły mnie niskimi wynikami w nauce z matematyki xD
Pamiętajcie, jakoś zdacie! :D hahah ;*

Obudziło mnie głośne trzaśnięcie drzwi do łazienki. Nie otwierając oczu próbowałam ocenić sytuację. Dobra. Spałam w butach.. na jakiejś kanapie, czułam lekki szum w głowie spowodowany procentami oraz leżałam w objęciach jakiegoś dwumetrowca. Wait, wait.. WHAT? Gwałtownie otworzyłam oczy, lekko zdezorientowana całą sytuacją. Nic nie zobaczyłam, poza ciemnoszarym materiałem oparcia kanapy. Lecz z każdą mijającą sekundą przypominałam sobie cały wczorajszy wieczór.

Karniaki, śpiewający duet (konkretnie Pit+Kosok), narzekania Dawida, że wódka wywietrzała, Fabian i Lukas zakładali się o byle co, Paul gadający o swoich wąsach i oczywiście Igła, który rzucał żartami na prawo i lewo. Kompletna wariacja. Pomału przypominałam sobie samą końcówkę naszej imprezy, kiedy to chętnych do spania i sprzątania nie było. Niestety ojciec kapitan kazał nam iść spać, więc zostawiliśmy cały ten burdel i ruszyliśmy zajmować miejsca. Część siatkarzy poszła na górę do sypialni dla gości, inni poszli po materace. Ja nie ruszyłam się nawet z sofy tylko pozdejmowałam poduszki, chwyciłam przewieszony przez oparcie koc i wyszczerzyłam się do pozostałych w salonie. Dawid już chrapał na prostopadłej kanapie, Penchev i Veres siedzieli po turecku na podłodze próbując nadmuchać materace, a Drzyzga wyglądał jakby zagubił się w czasoprzestrzeni albo cofał się w rozwoju. Zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Miłej nocy, pijusy!- powiedziałam z cwanym uśmieszkiem.
- Hahahaha!- zaśmiał się Fabian, wracając z dalekiej podróży i zygzakiem ruszył w moją stornę.- Widzę, że mi miejsce zajęłaś.
Spojrzałam na niego jakby był z innej planety.
- Chyba śnisz!- prychnęłam szczelniej zakrywając się kocem.- Ja sama ledwo mieszczę na tej kanapie!- rzuciłam próbując przekonać Drzyzgę... niestety, spryciarz zaczął udawać kota za Shrek'a, a ja miałam słabość do tej minki. Przewróciłam oczami, westchnęłam i zaczęłam robić miejsce dla Fabiana.- Spróbuj tylko jutro narzekać, że się nie wyspałeś, a cię znokautuję.
Ten tylko posłał w moim kierunku cwany uśmiech, a po chwili leżał koło mnie. Przykryłam go kocem i wtuliłam się w jego klatkę, nasłuchując bicia serca. Już odpływałam w objęcia morfeusza kiedy usłyszałam pytanie młodego Niko.
- Ej... mogę z wami? Nie dam rady napompować tego materaca.
- Niestety nie posiadamy już miejsca. Poza tym, pompuj, pompuj, dobrze ci to zrobi. Przy wysiłku, promile szybciej wyparują z twojego organizmu- odparł Fabian.
- Dzięki za pomoc!- prychnął Niko.
- Zawsze możesz spać z Konarskim, ale ostrzegam, czasem przydarzy mu się chrapnąć.
- To ja już wolę na wpół napompowany materac.
Reszty ich pasjonującej konwersacji nie usłyszałam.

To właśnie w ten sposób znalazłam się na kanapie z moim Fabianem. Westchnęłam cicho i próbując nie obudzić młodego rozgrywającego obracałam się na drugi bok kiedy usłyszałam ciche pytanie.
- Nie śpisz już?- spytał mnie zachrypniętym szeptem, wyraźnie nie chcąc mnie budzić.
Zadarłam głowę do góry, aby zajrzeć w szare oczy. Uśmiechnęłam się i złożyłam pocałunek na jego wargach.
- Już nie- odparłam równie cicho.- Ktoś już wstał?
- Nie... Może trzeba im pomóc?- spytał z cwanym uśmieszkiem.
Trzepnęłam go ręką po kruczej czuprynie.
- Wystarczy im ten kac który będzie ich męczyć jak tylko z łóżka zejdą- powiedziałam, próbując wygrzebać się spod gryzącego koca.- Chodź. Ogarniemy ten syf.- stwierdziłam patrząc na puste butelki po wódce i piwie.
- Nie- powiedział cicho nakrywając się kocem.- Nie, nie, nie, nie.
Kiedy stanęłam na podłodze, a on dalej mamrotał pod nosem jedno słowo, złapałam go za rękę i próbowałam wyciągnąć za kanapy. Okazało się, że Fabian ma inne plany na ten ranek. Chwycił mnie mocno za nadgarstki i pociągnął z powrotem na sofę. Runęłam na miękkie poduszki, a młody rozgrywający przytulił się do mnie jak małe dziecko do pluszowego misia.
- Puść mnie!- wycharczałam nie mogąc złapać oddechu.
- Ej! Bez miziania na kanapie! Bardzo proszę!- usłyszeliśmy zachrypnięty i zaspany głos Kosy, który właśnie schodził po schodach.
- Jeżeli mówiąc mizianie masz na myśli duszenie to ja bardzo chętnie!- odparowałam, nadal próbując wyswobodzić się ze szczelnego uścisku Drzyzgi.
 Kiedy już się uwolniłam i odegrałam się na młodym rozgrywającym poszłam pomóc Grzesiowi w sprzątaniu. Chłopcy wzięli się za ogarnianie burdelu w salonie, a ja za zmywanie naczyń. Było ich tyle, że jedna zmywarka nie wystarczyła i ja musiałam pobawić się w drugą. Szybko uwinęłam się ze swoim zadaniem, więc poszłam pomóc w salonie. Piętnaście minut później chacjenta Paula lśniła czystością. Reszta siatkarzy zaczęła wracać z dalekiej podróży. Po wielu było widać, że wczorajszy melanż daje im się we znaki. Młody Penchev wyglądał jakby nie spał od 24 godzin, a przecież dopiero co wstał. Miałam z nich niezły ubaw, choć sama czułam lekki szum w głowie.
- To co powiecie, żeby na śniadanie była pizza?- spytał Lotman stając w progu salonu z telefonem w ręku.
Wszyscy spojrzeli po sobie i z dzikim uśmiechem pokiwali głowami.
- Pięknie się zaczyna ten dzień- mruknęłam.
- Tylko trzeba się sprężać, bo za półtorej godziny mamy trening- mruknął Igła, który cały czas siedział na kanapie z łokciami opartymi na kolanach i twarzy schowanej w dłoniach.
Szturchnęłam stojącego obok mnie Alka i ruchem głowy wskazałam na Krzysia z pytającym wyrazem twarzy.
- Ej, Krzychu, co ci jest?- spytał nasz kapitan z tym cudownym akcentem.
- Chyba zaraz się porzygam- sapnął libero.
Zaczęłam się trząść ze śmiechu. Oj, moje siatkarskie pijaczki!
- Słaba głowa!- rzucił któryś z chichrających się po kątach siatkarzy.
- Jakbyś mieszał to też byś tak miał!- pijacko wychrypiał Igła.
Pokręciłam tylko z niedowierzaniem głową. Jak w tym wieku można być jeszcze tak nie mądrym i mieszać piwo z wódką?! Przecież to woła o pomstę do nieba, albo jak w tym przypadku o kaca mordercę dnia następnego. Rozumiem, że Drzyzga tak zrobił. Młody, głupi, niedoświadczony. No ale Krzysiu?! W tym momencie moje myśli przerwał dzwonek mojego telefonu. Na wyświetlaczu były cztery literki, których widok zmroził mi krew w żyłach.
- No hej, tatuś!- zaczęłam wesoło jak gdyby nigdy nic, a w duchu zasadziłam sobie mocnego kopniaka w tyłek. Brawo dla mnie.
- Wiesz, że czasem przydałoby się chociaż napisać sms'a, że cię w domu na noc nie będzie?- spytał spokojnie.
Spokojnie? Cholera. Nie dobrze.
- Wiem, ale wszystko tak jakoś się potoczyło i zapomniałam.
- Zapomniałaś starego ojca powiadomić, żeby się nie martwił, że noc spędzisz poza domem? Czy wiesz jak ja się martwiłem? Czemu w ogóle nie odbierałaś? Z resztą! Porozmawiamy jak wrócisz do domu!- dodał i rozłączył się.
Stałam jak słup przez chwilę nie mogąc się otrząsnąć. Po chwili wybuchłam śmiechem i ruszyłam do chłopaków, którzy jak się okazał, wcinali już pizze.
- Co się śmiejesz?- spytał Konarski.
Kręcąc głową odpowiedziałam:
- Nie ważne. Po prostu poczułam się jak 17 latka- powiedziałam ocierając łzy rozbawienia.

Godzinę później byliśmy już pod halą. Pogoda odzwierciedlała samopoczucie wielu z nas. Deszcz, chlapa i błoto. Czyli polska jesień pełną gębą. Siatkarze marudząc pod nosem poszli do szatni, a ja szybko poszłam do kawiarni, po dawkę kofeiny na wynos. Już od 24 godzin nie piłam kawy i podle się z tym czułam. Stanęłam na końcu cholernie długiej kolejki. Wiedziałam, że Kowal opieprzy mnie za spóźnienie ale na serio potrzebowałam kofeiny. Gdy już wróciłam z powrotem na halę, z ukochanym, gorącym napojem w dłoni zmroziło mnie jedno spojrzenie Kowala, który już dawał wykład biednym siatkarzom.
- Proszę bardzo! Jeszcze nasza pani psycholog jest na kacu! Co?! Zamiast języka trampek w gębie?- spytał krzykiem. Na serio był wkurzony. Spojrzałam po chłopakach i stwierdziłam, że żaden nie ma zamiaru czegokolwiek powiedzieć. Czas wziąć sprawy w swoje ręce.
- Trenerze, ja to zaraz wszystko wyjaśnię- powiedziałam pewnie i spokojnie do Kowala.
- No słucham!
- Wczorajszy wieczór, miał być odskocznią dla naszych siatkarzy- powiedziałam życiowym tonem.- Mieli się zrelaksować, zabawić, zostawić problemy za sobą. Miało to też na celu jeszcze bardziej zespolić drużynę. Zapoznać się i tak dalej ciągnęłam. Oderwali się od rzeczywistości i..
- No to to im się akurat udało!- wtrącił sceptycznie Kowal.
- Doskonale pan wie o co mi chodziło- stwierdziłam patrząc na niego jakby z choinki spadł.- Poza tym, teraz pański krzyk i nerwy na niewiele się zdadzą Kac Morderca już ich dopadł, więc sądzę, że to jest odpowiednia kara za wczoraj- dorzuciłam wzruszając ramionami.
Nie jestem pewna czy to pomogło ale przynajmniej nie kontynuował swojego monologu, a zaczął prowadzić trening. Jak zawsze usiadłam na jednym z krzesełek, wyjęłam swój zeszyt i zaczęłam notować. Widać było, że Kowal ułożył sobie trening specjalnie pod okazję. Kiedy tylko ktoś zaczął mamrotać, że już nie może Trener wykrzykiwał gestykulując przy tym rękoma:
- Nie narzekaj! Alkohol szybciej wyparuje!
Mi te trzy godziny treningu szybko zleciały ale raczej chłopakom tak wesoło nie było. Pan Andrzej wyciskał z nich siódme poty. Gdy trening w końcu się skończył, siatkarze szybko umknęli do szatni, aby czasem nie narazić się czymś jeszcze trenerowi. Wzięłam z nich przykład i czmychnęłam na ławkę koło drzwi do męskiej szatni. Siatkarze całkiem szybko się uwinęli, zapewne dalej trzęśli portkami, że Kowal jednak ich wróci na salę na dodatkową godzinę treningu. Ostatni z szatni wyszedł, a jakże, mój chłopak. Nie mówiąc nic, wstałam, złapałam go za rękę i poszliśmy w stronę parkingu. Wychodząc z hali spotkała nas nie mała niespodziana. Pogoda zmieniła się o 180 stopni. Słońce przyjemnie świeciło, a delikatny wiatr rozwiewał włosy. Na reszcie jakaś zmiana, po tygodniu ciągłego deszczu.
- Jesteś dziś zajęta?- zapytał z cwaniackim uśmiechem Fabian
Spojrzałam na niego zdziwiona. Do czego on dąży?
- Och, no nie wiem! Mam taki nawał pracy, że nie wiem czy znajdę czas!- odpowiedziałam sarkastycznie.
- A więc zabieram cię o 18.
- Gdzie?- spytałam niepewna. Znając jego, ma już jakiś głupi pomysł.
- Zobaczysz- mrukną puszczając do mnie zawadiackie oczko.
Świetnie. Może jeszcze uda się skłamać, że jestem zajęta?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;p 
Oddaję 12 w wasze ręce ;]

Justyna ;*

11 listopada 2013

Rozdział 11.

Miałam ochotę się zastrzelić. Nie miało dla mnie znaczenia to, że nie posiadam ani pistoletu, ani wiatrówki którą, swoją drogą, przecież i tak bym się nie zastrzeliła. Bolały mnie wszystkie mięśnie, nawet te o których nie miałam najmniejszego pojęcia. Dodatkowo budzik ustawiony na godzinę 4.00 pogarszał mój nastrój. Idąc w stronę łazienki pokracznym krokiem, który spowodowany był zakwasami, o mało się nie przewróciłam o walizkę leżącą na podłodze. Gdy doczłapałam się do łazienki i spojrzałam w lustro.. przestraszyłam się. Sińce pod zapuchniętymi oczami, siano na głowie, które wyglądało jakby żyło własnym życiem i wyraz twarzy, wołający o pomstę do nieba. Nawet Samarah pozazdrościłaby mi wyglądu. Ogarnęłam ten szajs w pół godziny. Naciągnęłam na siebie biały podkoszulek, bluzę Asseco, czarne jeansy i czarne conversy. Ściągnęłam walizkę do przedpokoju i poszłam napić się kawy. Było stanowczo za wcześnie na jakiekolwiek śniadanie. Zadzwoniłam po taksówkę, a następnie napisałam tacie kartkę, że widzimy się w sobotę. Kiedy wsiadałam do taksówki zaczęło świtać. Niebo był czyste, a powietrze mroźne i wilgotne od wczorajszego deszczu. Właśnie. Wczoraj. Na wspomnienia dnia wczorajszego, uśmiechałam się sama do siebie. Wciąż czułam przyjemne pulsowanie na wargach, policzkach, karku, wszędzie tam gdzie Jego pewne i delikatne ręce błądziły po mojej skórze. Nie mogłam jednak uciszyć cichego głosiku w mojej głowie, który szeptał mi, że sytuacja potoczyła się zdecydowanie za szybko. Nic o nim właściwie nie wiem. Wiem tylko tyle, że moje cholerne serce zaczyna szybciej bić kiedy go widzę, a ja szaleję gdy nie mam go przy sobie. Zawiła i skomplikowana to ja jestem. Trzeba przyznać.
Moje myśli i chore wizje przyszłości, wciąż toczyły zaciętą bitwę kiedy wysiadałam z taksówki pod Lotniskiem Jasionka. Z każdą minutą nabierałam coraz więcej wątpliwości. Nerwowo przygryzałam wargę i strzelałam palcami. Wchodząc do głównego holu rozejrzałam się i stwierdziłam, że jestem pierwsza. Usiadłam więc na jednej z drewnianych ławek i zakopałam się we własnych myślach.
Przecież ja go nie znam. Nic o nim nie wiem. A co na to drużyna? Trener? Wszystko potoczyło się zdecydowanie za szybko. A co jeśli nam nie wyjdzie? Jeśli znienawidzimy siebie tak bardzo, że nie będziemy w stanie wytrzymać z sobą w jednym pomieszczeniu? Miałam podpisany kontrakt do końca sezonu. Nie zamierzam go zrywać. Ale z drugiej strony czy to możliwe? Przecież jesteśmy dorośli, nie jesteśmy poszkodowanymi psychicznie przez hormony nastolatkami.
Prawdopodobnie zaczęłabym obgryzać paznokcie z powodu rosnącej niemocy, ale z pomocą przybył Fabian, który objął mnie ramieniem i złożył delikatny pocałunek na moich wargach. Na chwilę zapomniałam o moich dzikich myślach.
Kiedy Drzyzga spojrzał mi w oczy, mina mu zrzedła.
- Co się dzieje?- spytał marszcząc brwi.
Westchnęłam zrezygnowana i opuściłam wzrok próbując uniknąć spojrzenia jego szarych oczu.
- Nic- skłamałam szeptem. Nie wiedziałam jak powinnam zacząć z nim rozmowę.
Złapał mnie pod brodę i zmusił do spojrzenia w oczy.
- Hej, mnie nie oszukasz. Mów.
- Zastanawiam się czy to wszystko nie dzieję się troszeczkę za szybko. Poza tym, co pomyślą chłopcy? A Monika? Nie dawno zerwaliście, a ty już masz inną. To nie stawia nas obojga w dobrym..
- Chwila!- przerwał delikatnie poirytowany.- Może i masz rację, że za szybko. Ale oboje mamy chyba na tyle oleju w głowie, żeby to jakoś poukładać. Chłopcy? Jesteśmy dorośli i mamy prawo być razem, a Monika sama ze mną zerwała. Od dawna się między nami nie układało, więc to i tak była tylko kwestia czasu- z każdym słowem stawał się coraz bardziej pewny siebie i tego co mówi.
Ja za to miałam kompletny mętlik w głowie. Niby wiedziałam, że to co mówi jest prawdą, że nie jest to bezpodstawne. Jednak bałam się zaryzykować. Po prostu się bałam. Kiedyś nie miałam tego problemu. Ryzykowałam na każdym kroku, w każdej dziedzinie życia. Czy to siatkówka, szkoła, znajomi czy miłość. Zawsze wiedziałam czego chcę. Teraz brakowało mi pewności siebie i takiej zadziorności, której pełno miał w sobie Fabian. Chyba właśnie to mnie w nim urzekło. Poza tym, iż był zabawny, opiekuńczy, charyzmatyczny, biła od niego pewność siebie. Jeszcze dodajmy zadziorny błysk w oku i cwaniacki uśmieszek, a mamy mój ideał.
Zaśmiałam się pod nosem z własnej bezradności.
- To nie jest takie łatwe jak ci się wydaje- odparowałam próbując zamaskować i uciec od moich emocji.
- Jest- powiedział dobitnie.- Albo chcesz ze mną być albo nie.
Zmroziło mnie. Wyprostowałam się i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Nie chodzi o to, że nie chcę z tobą być. Po prostu boję się konsekwencji- z każdym słowem podnosiłam swój poirytowany głos.- Zależy mi na tobie- szepnęłam próbując się uspokoić.- Jak na nikim innym, ale nie potrafię już ryzykować. Nie potrafię nie wybiegać myślami w przyszłość i zastanawiać się 'a co gdyby?'. Nie potrafię być spontaniczna i pewna siebie... już nie.
Wyraz twarzy Fabiana złagodniał, ujął delikatnie moją dłoń.
- Zaufaj mi. Tylko o tyle proszę- powiedział zakładając zagubiony kosmyk moich blond włosów za ucho.
Jedno muśnięcie mojego policzka, jedno spojrzenie w jego szare oczy. Pękłam.
- Nie wierzę, że to robię- szepnęłam kręcąc z niedowierzaniem głową. Objęłam jego kark rękoma, przyciągnęłam do siebie i złożyłam pocałunek na jego wargach. Moje serce biło jak oszalałe, w brzuchu wariował rój motyli, a w głowie zapanował w końcu spokój i pewność, iż słusznie postąpiłam.
Oczywiście ta romantyczna chwila nie miała prawa trwać dłużej nić 30 sekund.
Przerwało nam głośne chrząkanie i tupanie nogą.
- Co się dzieje z tą dzisiejszą młodzieżą. Żeby tak się zachowywać w miejscach publicznych?!- mamrotał zdegustowany Igła.
- Publiczna wymiana DNA?- spytał Pit, po czym zaczął udawać, że wymiotuje.- Oszczędźcie tego widoku.
- Zakochani! Jakie to słodkie!- zapiszczał głosem nastolatki Alek.
Nawet na nich nie patrząc, przewróciłam oczami.
- Jacy wy..
Niestety uciszyły mnie usta Fabiana, który wyraźnie robił na złość kolegom z drużyny.
- Fuuuu!- mruknęli jednocześnie.
Zachichotałam prosto w wargi Drzyzgi.
Czekając na przybycie całej drużyny, obecni gratulowali nam i pytali się o wesele oraz potomstwo. Na wszystko odpowiadaliśmy żartami i śmiechem. Kiedy pojawił się Kosa, Krzysiu krzyknął:
- Grzesiek! Prawie trafiłeś z tą zmianą statusu na facebook'u!
- Kogo sobie znalazł Konarski?- spytał nawet nie patrząc w naszą stronę.
- Chyba kogo sobie przygruchał Fabian!- krzyknął Dawid siedzący obok mnie.
- Co?! Która to taka cwana?- zapytał się Kosa patrząc na Drzyzgę zmrużonymi oczyma.
Młody rozgrywając w odpowiedzi otoczył mnie ramieniem i promiennie uśmiechnął się.
- Wychodzi na to, że ja!- powiedziałam do Kosy.
Ten tylko wodził wzrokiem od Drzyzgi do mnie, szukając oznak, że sobie żartujemy.
- Wy nie żartujecie- stwierdził marszcząc brwi.
- No co ty, geniuszu!- zaśmiał się Fabian.
Kolejne dni mijały nam w genialnej atmosferze. Żartom i śmiechom nie było końca. Doskonale nastrajał nas wygrany mecz z francuskim klubem. Nie spodziewaliśmy się, iż na hali będzie aż tylu naszych kibiców. Chłopcy byli zdziwieni gdy ich oczom ukazał się widok biało-czerwonych trybun, z których dało się słyszeć rzeszowskie przyśpiewki. Nie mieliśmy czasu na zwiedzanie Paryża, lecz późnym środowym wieczorem, po meczu, usłyszałam wyszeptaną obietnicę:
- Jeszcze tu wrócimy- po czym poczułam muśnięcie warg na swoim policzku.
W czwartek czekała na nas nie miła niespodzianka. Opóźniony samolot do Warszawy, nie nastrajał nas pozytywnie. Potem kolejne problemy z transportem w Wa-wie, dodatkowy stres, jęki siatkarzy, że co to ich nie boli, że jak to im się nie nudzi. Kończyły się już wszystkim pomysły na rozrywkę, więc ci którzy byli przygotowani dzielili się lekturą, inni oddawali się nutą swoich ulubionych piosenek czy też popadali w objęcia morfeusza. Mecz kompletnie nam nie wyszedł. Nie ma co zganiać na problemy z podróżą. Brak koncentracji, brak pomysłów, niewykorzystywanie doskonałych sytuacji i wyśmienicie grający Jastrzębski, spowodowały przegraną. Chłopcy byli lekko przybici lecz szybko się otrząsnęli i wkładali całe serce w pracę na treningach przed meczem z Budvą.
W środowe popołudnie, godzinę przed meczem, byłam już na hali i pomagałam drużynie przygotować się do meczu w Lidze Mistrzów. Siatkarze byli spięci, więc próbowałam ich rozluźnić szczerą rozmową i słowami otuchy. Potrzebowali wsparcia psychicznego i po to byłam tu ja. Niestety i tym razem ponieśliśmy porażkę. Przeciwnik zaskoczył nas doskonałą grą. Nie mogliśmy ustabilizować naszej gry, albo graliśmy doskonale, albo jak ostatnie ciołki. Widziałam irytację i niemoc na ich twarzach kiedy przegrani schodzili z boiska. Wzrokiem odnalazłam Fabiana. Siedział na jednym z krzesełek chowając twarz w rękach. Westchnęłam cicho i ruszyłam w jego kierunku. Nie zważając na tłum gapiów i fotografów, usiadłam obok rozgrywającego i mocno go przytuliłam. Nie odezwałam się, bo co miałam powiedzieć? Że następny mecz jest nasz, że będzie lepiej? Tego mu nie mogłam obiecać, bo wszystko zależy od nich. Wiedziałam, że najlepszym wyjściem będzie po prostu być przy nim. Słyszałam ciche pstrykania i błyski fleszy za naszymi plecami, irytujące mnie na co dzień, teraz nie miało najmniejszego znaczenia, bo on mnie potrzebował.
- Idź się porozciągać- szepnęłam i złożyłam pocałunek na jego skroni.
Odeszłam zostawiając go samemu sobie. Musi sam poukładać pewne sprawy. Wzięłam swoją torbę i poszłam zaczekać na Fabiana przed szatnią. Postanowiłam, że jutro przeprowadzę z nimi rozmowę tuż po treningu. Drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w nich Alek z kamienną twarzą nieznoszącą sprzeciwu.
- Idziemy się najebać, a ty idziesz z nami- powiedział pokazując na mnie palcem.
Spojrzałam na niego zdziwiona mając nadzieje, że sobie żartuje.
- Jutro macie trening- odparowałam rzucając pytające spojrzenie na pojawiającego się za plecami Alka Fabiana. Ten tylko wzruszył ramionami i powiedział:
- Jak kapitan każe to trzeba słuchać. Poza tym musimy odreagować.
- Doskonały sposób- mruknęłam zdegustowana. Niby nie chciałam brać w tym udziału ale wiedziałam, że ktoś musi ich przypilnować.- Okey, idę z wami.
2 godziny później wiedziałam, że to nie był najlepszy pomysł. Byłam jedyną trzeźwą osobą, pośród najebanych dwumetrowców, którym zaczynało brakować trunku. Byliśmy w domu u Lotmana, na obrzeżach Rzeszowa. Chwila, czy ja powiedziałam dom? Cofam te słowa. Chata, willa, pałac. Jak na Amerykanina przystało, gigantyczna chacjenta z basenem i ogromnym ogrodem na tyłach. Właśnie szłam w kierunku lodówki kiedy usłyszałam wołanie Igły.
- Aniuuu! Aneczko! Kochanie ty moje!- wydzierał się wniebogłosy z salonu.
- Ja ci dam 'kochanie'!- groził przez śmiech Drzyzga.
Przewróciłam tylko oczami i poszłam im na ratunek. Gdy tylko przekroczyłam próg pokoju, wiedziałam o co chodzi. Krzysiu siedział w fotelu jak pan na włościach z pustą butelką Bols'a w dłoni. Na twarzy miał wymalowany błagalny wyraz. Oparłam się o ścianę i założyłam ręce na klatce piersiowej. Rozejrzałam się po podłodze i stwierdziłam, że wychlali już co najmniej dziesięć pustych butelek wódki i Bóg wie ile piwa. Całkiem niezły wynik jak na jedenastu chłopów.
- Aniu, Królowo Złota..
- Skończ- powiedziałam śmiejąc się.- Kto jedzie ze mną?
- Ja! - wybełkotał Fabian wstając z sofy.
Uniosłam brwi w geście drwiny. Parsknęłam śmiechem.
- A ktoś mniej pijany?
Młody rozgrywający podszedł do mnie i powiedział:
- Ależ ja jestem trzeźwy.
Oczywiście! A ja jestem święta Tereska.
- Ależ ja tego nie neguję!- powiedziałam drwiąco.
- Możecie się pośpieszyć, bo to już ostatnia flaszka!- pośpieszał nas Konarski.
Wyszliśmy, w miarę możliwości nachlanego Fabiana, z domu i wsiedliśmy do mojego auta. Włączyłam byle jakie radio i ruszyliśmy w kierunku najbliższego monopolowego. W połowie drogi usłyszałam:
- Mogłabyś się zatrzymać?- zapytał przez zaciśnięte szczęki Drzyzga.
- Tylko nie haftuj mi w samochodzie!- krzyknęłam na niego, jednocześnie zatrzymując się na poboczu. Fabian szybkim ruchem otworzył drzwi i nie wysiadając z auta uwolnił swego pawia. Ledwo powstrzymywałam się od śmiechu. Gdy byliśmy z powrotem na drodze, nie wytrzymałam i zaśmiałam się:
- Głowy do picia to ty nie masz!
- Do picia to ja mam ale nie do mieszanego picia- mruknął. BRAWO DLA FABIANA. Nie ma to jak mieszać.- Mogłabyś nie wspominać chłopakom?- zapytał się błagalnie.
Uśmiechnęłam się cwaniacko pod nosem.
- A co za to dostanę?
- Powiedziałbym, że całusa ale w chwili obecnej raczej cię to nie zachęci- westchnął ciężko niczym niewolnica Izaura.
- Dobrze nic im nie powiem!- obiecałam.- Z tyłu mam butelkę wody. Wypij ją. Trochę pomoże.
Reszta podróży i powrót minął szybko i bez problemów. Fabiana nie mdliło, trunki zakupione, więc misja spełniona. Gdy taszczyliśmy dwa kartony wódki, o mało byśmy się nie wyjebali otwierając drzwi. Najpierw kłóciliśmy się czyja to by była wina, a potem wybuchliśmy śmiechem.
- Oho! Na reszcie wrócili! Ile można?- usłyszeliśmy zdegustowanego naszym wolnym tempem Jochena.
- Ciekawe co im tyle zajęło..- nabijał się Lukas.
- Rozumiem, że już wódki nie potrzebujecie?!- zapytałam się biorąc się za karton aby wynieść go z powrotem do samochodu.
- Ogłupieliście?!- wydarł się na nich Alek.- Ja się jeszcze nie najebałem!
- A ten tylko o najebaniu- mruknął Lotman.
- Jeszcze się nie najebałeś?- wymamrotał Penchev który wyglądał już na mocno wstawionego.
Podeszłam do niego, położyłam mu dłoń na ramieniu i tonem starszej siostry powiedziałam:
- Niko.. Pamiętaj. My, Słowianie, cechujemy się mocnymi głowami- ale przypomniałam sobie scenkę z auta i dodałam cicho:- W większości.
- A Słowianki?!- zapytał Veres, który jakimś cudem zrozumiał o czym mówiliśmy. Może to dzięki procentom.
- Tym samym!- zaśmiałam się.
- Udowodnij!- usłyszałam.
Shit. Nie koniecznie o to mi chodziło. Nagle za mną, znikąd, pojawił się Perłowski z czystym kieliszkiem.
- No z nami się nie napijesz?!- zapytał wyzywająco.
- Niech wam będzie- powiedziałam wzruszając ramionami. A co?! Raz się żyje! Usiadłam pomiędzy Drzyzgą, który, swoja drogą, nie wyglądał najgorzej i już zabierał się za swojego kielona, a Cichym Pitem.
Paul jako gospodarz domu rozlał każdemu do naczynia i powiedział:
- Wznoszę toast za naszą Panią Psycholog, która przez następne cztery kolejki pije karniaki!- krzyknął z cwaniackim błyskiem w oku.
- Za co?!- krzyknęłam oburzona, po czym chwilę się zastanowiłam i spytałam szeptem Pita:-'Karniaki' to znaczy?
- Bez popity- odpowiedział szeptem ze śmiechem na ustach.- A za to, że od początku z nami nie piłaś, tylko po kątach uciekałaś- odpowiedział podając mi kieliszek.
Mina mi trochę zrzedła ale nie dam im tej satysfakcji. Wzięłam małe naczynko wypełnione napojem bogów, podniosłam do góry na znak toastu i na raz wypiłam całą zawartość. Gardło przypiekło niemiłosiernie, lecz nawet się nie skrzywiłam, choć miałam ogromną ochotę. Jestem uparta i na serio nie dam im tej satysfakcji.
- Skubana, nawet oczu nie przymrużyła- mruknął Kosa.
- Spokojnie przy następnym na pewno to zrobi- odparł pewny siebie Schops.
Odłożyłam kieliszek na ławę w zachęcającym geście do polania. Posłałam cwaniaki uśmieszek w stronę Jochena.
- No zobaczymy- mruknęłam zadziornie, a moja podświadomość wyśmiała mnie szyderczo i powiedziała: Zobaczysz, to ty jutro Kaca Mordercę.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej wam ;p 
Oddaję 11 w wasze rączałki ;]
Przepraszam za poślizg ale w niedziele miałam kompletny brak weny ;d
dlatego miejscami rozdział jest do dupy!
Przepraszam i obiecuje, że następny będzie lepszy :D
Do następnego! 

Justyna ;*

2 listopada 2013

Rozdział 10.

Wolną niedzielę spędziłam czytając książkę na tarasie, ciesząc się ostatnimi ciepłymi i suchymi dniami września. Dzień zleciał mi szybko, właściwie nie wiedziałam kiedy. Pod wieczór usłyszałam jak w sypialni dzwoni mój telefon. Zdążyłam w ostatniej chwili.
- Halo?- spytałam lekko zasapana z powodu  małego sprintu z salonu do mojego pokoju.
- Hej! Widzę, że nie posłuchałaś w sprawach sercowych- zaśmiała się Karolina.
- Ech. Nie przypominaj. Chwilunia, moment! Skąd wiesz?
- Ma się te swoje tajemnicze źródła. A konkretnie wszystkie fanpage na facebook'u o tym piszą! Zacytuję ci parę postów: 'Nasz Fabianek to niezły Alvaro!', 'Drzyzga leci na dwa fronty! Kto by pomyślał?', ' Ania z Fabianem? TRZY RAZY TAK! Dziękujemy!' albo...
- Skończ- przerwałam zażenowana.- Wstydu oszczędź- przysiadłam na skraju łóżka i schowałam twarz w wolnej dłoni.
- Oj, jeszcze długo będę ci to wypominać!
- No ale z drugiej strony nic takiego się tam nie działo!- zaprotestowałam niepewna swoich własnych słów.
- Nic? Całkiem romantycznie się przytulaliście!
- Oczywiście! Równie 'całkiem romantycznie' przerzucił mnie sobie przez ramię jak worek ziemniaków!
- Tego akurat nikt nie uwiecznił... A nie! Przepraszam! Coś się znalazło. Ale mniejsza o to co piszą podekscytowane fanki. Gadaliście później? Co on ci tam szeptał na ucho? W ogóle co na to ta jego Monika?- zasypała mnie gradem pytań. Trajkotała jak nakręcona.
- Za dużo do tłumaczenie i gadania przez telefon. Może jutro po twoim treningu wybierzemy się na kawę?- zaproponowałam.- I tartę z truskawkami?- dodałam z uśmieszkiem przypominając nam obu naszą dawną tradycję.
- Dobra, tylko pamiętaj, że jutro kończę trening o 11.00 i mamy tylko godzinę, bo potem ty zaczynasz. Koło hali jest fajna kawiarnia- poinformowała podekscytowana.- Ale ja nie wytrzymam!- wykrzyknęła z rezygnacją w głosie.
- Musisz!- zaśmiałam się.- Do jutra!
- Pa!- mruknęła zawiedzionym tonem.
Położyłam telefon na drewnianej etażerce i zmęczona poszłam się wykąpać. Znów założyłam grubą, ciepłą, fioletową piżamę w brązowe misie i rzuciłam się na łóżko. Długo przewracałam się z boku na bok nie mogąc zasnąć, w nocy często się budziłam, a rano wstałam z bólem pleców. Wzięłam szybką i gorącą kąpiel, mając nadzieję, że po tym zabiegu zmaleje odczuwany przeze mnie dyskomfort. Wychodząc z wanny przekonałam się, że mój cel nie został osiągnięty. Postanowiłam więc wziąć środki przeciw bólowe. Wychodząc z  łazienki zauważyłam strugi deszczu spływające po szybie. No to koniec pięknej, polskiej, złotej jesieni. Związałam blond włosy w kok i podpięłam wsuwkami uciekające kosmyki. Ubrałam czarne legginsy i biały sweterek w czarne kropki. Wyciągnęłam z szafy czerwony, przeciwdeszczowy bezrękawnik, czarne Huntery i biały ciepły szalik <klik>. Do czarnej torby Bjorn'a Borg'a szybkim ruchem wrzuciłam swój skórzany brązowy portfel, pożyczony strój treningowy Ziarenka i swoje stare buty Asics. Schodząc do kuchni usłyszałam jak zdenerwowany tata mamrocze w swoim gabinecie. Kiedy uchyliłam drzwi do jego królestwa rzucił mi jedno spojrzenie i wrócił do dalszego narzekania.
- Kto ci się aż tak naraził?- spytałam z uśmieszkiem.
- Zostawić ich na tydzień, a z dobrze prosperującej firmy gówno zrobią!- mruknął poirytowany.
- Ależ czego ty się spodziewałeś? Przecież nikt nie jest na tyle dobry, żeby ciebie zastąpić!- rzuciłam lekko nabijając się z niego. Uważał, że nikt nic nie zrobi lepiej od niego w firmie.
- Idź się napić kawy, bo kąśliwa się zrobiłaś.
- Po tatusiu to mam- powiedziałam ze śmiechem wychodząc z gabinetu.
Zrobiłam sobie płatki zbożowe z mlekiem i kawę. Pogoda nie nastrajała zbyt pozytywnie, a tym bardziej perspektywa treningu z chłopakami, którzy na sto procent widzieli już zdjęcia i będą się dziś nabijać. Kiedy wychodziłam z domu, deszcz przybrał na sile. Wsiadłam do swojego Audi i ruszyłam w stronę centrum. Ruch był stosunkowo mały jak na tę porę dnia. Zaparkowałam auto na parkingu dla pracowników i potruchtałam w kierunku wejścia głównego. Deszcz bił mnie po twarzy, więc cieszyłam się, że nie użyłam dziś żadnych kosmetyków. Gdy weszłam do głównego holu, przekonałam się, iż Karolla nie była taka mądra. Strzepałam ręką krople wody i usiadłam na jednym z obitych czarną skórą foteli. Z kieszeni wyjęłam iPhona i naskrobałam sms'a do Ziarenka z informacją, że już na nią czekam. Już chowałam telefon do torby, kiedy pojawiła się Karolina. Na dzień dobry zmierzyła wzrokiem Karolle i rzuciła lodowatym tonem:
- Rozmazała ci się tapeta, kochanieńka- po czym odwróciła się do mnie i powiedziała z uśmiechem- Cześć! Chodź szybko, bo nie zdążysz do pracy!
Wstałam z fotela, zarzuciłam torbę na ramię i wyszłyśmy z Podpromia.
- Widzę, że również nie przepadasz za recepcjonistką.
- Proszę cię! Przecież doskonale wiesz, że nigdy nie lubiłam lalek Barbie- zaśmiała się przeskakując nad kałużą.- Cholera, mogłam założyć kalosze- mruknęła pod nosem.
Po dosłownie dwóch minutach szybkiego marszu doszłyśmy do kawiarni o nazwie 'Mała Czarna'. Wnętrze było utrzymane w białych i brązowych odcieniach. Na białych ścianach wisiały minimalistyczne zdjęcia kaw, ciemne drewniane krzesła stały przy stolikach, które były przykryte małymi, beżowymi obrusami robionymi na szydełku. Na każdym blacie obowiązkowo stały miniaturowe, białe orchidee koło których leżało menu.
Karolina wybrała miejsce na końcu sali przy oknie. Nie zdążyłam nawet usiąść kiedy zasypała mnie gradem pytań.
- Spokojnie! Po kolei! Wszystko ci opowiem.
Powiedziałam jej o tyradzie Fabiana, o moich przemyśleniach, o tym, że nie rozmawiałam z nim przez cały tydzień. Nie wspomniałam jej o małej wymianie zdań z Drzyzgą przed przerzuceniem mnie przez ramię. Kiedy zaczęłam opowiadać o akcji z telefonem zrobiła oczy jak pięć złoty, a gdy skończyłam wymamrotała:
- Rzuciła go.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie obchodzi mnie to- skłamałam patrząc na zamówioną wcześniej latte macchiato.
- Jasne- rzuciła z przekąsem patrząc się na mnie jak na debila.- Tu czołg mi jedzie, a tu strzela- powiedziała naciągając jedną powiekę po drugiej.
Parsknęłam śmiechem.
- Nie udawaj. Widać, że wpadłaś po uszy. Z resztą on też- oblałam się rumieńcem słysząc te słowa.
- Nie przywykłam, że ktoś zna mnie tak dobrze jak ty.
- Och, ty też całkiem dobrze mnie znasz!- zaśmiała się.
Jeszcze przez chwilę śmiałyśmy się z dawnych czasów, przypominając sobie głupie sytuacje ze szkoły i treningów. W pewnym momencie Karolina cwaniacko się uśmiechnęła i rzuciła:
- No proszę, proszę. Dupencje na jedenastej.
Moja mina zrzedła i ostrożnie spojrzałam się za siebie. Przy ladzie stało trzech olbrzymów. Szybko obróciłam się w stronę Ziarenka próbując zażartować.
- Penchev, Drzyzga i Konarski, wielkie mi dupencje.
- Jeden z nich już zajęty!- powiedziała puszczając do mnie oczko.
- Goń się- mruknęłam zmieszana całą tą sytuacją.
Karolina zaczęła się śmiać.
- Zażenowana Anka. Coś nowego! Opss. Chyba nas zauważyli!- wyrzuciła z siebie miedzy falami śmiechu.
Westchnęłam zrezygnowana i próbowałam się przygotować do konfrontacji z chłopakami.
- Dzień dobry, młode dziewczęta!- krzyknął Konarski siadając koło Ziarenka.
- Odezwał się stary- mruknął Fabian zajmując miejsce koło mnie.
- Czuję się jak dziecko w tym towarzystwie- zaśmiał się Niko przyciągając sobie krzesło od sąsiedniego stołu.
- Kto właściwie jest najstarszy?- spytał się Dawid.
Nie wiedząc czemu wszyscy spojrzeli na mnie. Obruszona zadarłam nosa i rzuciłam:
- Kobiet się o wiek nie pyta- i upiłam łyk kawy.
- No to znamy już odpowiedź- zaśmiała się Ziarenko.- A tak w ogóle Karolina jestem- zwróciła się do chłopaków.
- A ja Dawid! Ale możesz mi mówić Misiu!
- Jakoś od jedenastu lat wolę nazywać cię per Koteczku!- powiedziała z uśmiechem.
- Kpisz czy o drogę pytasz?- spytał poważnie Konarski.
- Wybieram opcję numer trzy. Robię sobie jaja- odparła z twarzą pokerzysty.
- Oni tak zawsze?- spytał Fabian.
- Zawsze. Wiesz jaka to była mordęga chodzić z nimi do jednego gimnazjum, a potem do liceum i na każdej przerwie słuchać jak się użerają? Do tego czasu mam uraz.
- To raczej my mamy powody do narzekania, skoro o szkole mowa- wtrącił Dawid.
- Pierwszy raz się z tobą zgadzam, Konarski- mruknęła zrezygnowana Karolina.- Aż się z tym źle czuję.
Rozejrzałam się po towarzystwie i kiedy zobaczyłam torby treningowe chłopaków o mało nie krzyknęłam. Spojrzałam na zegarek i powiedziałam:
- Nie to żeby coś ale mamy dwie minuty do treningu- powiedziałam lekko zdenerwowana wyjmując kasę z portfela.- Za cholerę nie zdążymy.
- Zdążymy- rzucił Penchev zrywając się z miejsca.
- Ja z moim kolanem raczej nie- mruknęłam pod nosem. Było zbyt mokro i ślisko, by biegać. Nie chciałam ryzykować.
Wychodząc z kawiarni wszyscy puścili się biegiem w kierunku hali tylko Fabian zatrzymał się przy mnie i powiedział ze śmiechem:
- Wskakuj na barana.
- O nie! I tak już mają powód do gadania- powiedziałam kręcąc głową.- Poza tym to nic nie da, bo nie dasz rady biec!- i tu zrobiłam błąd. Nigdy. Przenigdy, nie mów facetowi, że czegoś nie da rady czegoś zrobić.
Drzyzga szybkim ruchem wyrwał mi moją torbę z ręki i zarzucił ją sobie na lewe ramie, swoją miał na prawym. Mnie za to bez pytania wziął na ręce i popędził w kierunku hali. Gdy tylko zaczął biec, w mojej głowie pojawiła się wizja jak Fabian potyka się o własne nogi, a my niezbyt szczęśliwie lądujemy w którejś z kałuż. Ze strachu, że ten chory wytwór mojej wyobraźni może się spełnić, kurczowo złapałam się szyi młodego rozgrywającego. Jakimś cudem zdołał dogonić resztę i całą grupą wpakowaliśmy się do Podpromia. Chłopacy od razu wbiegli do szatni, a Drzyzga podbiegł do drzwi na halę i delikatnie postawił na ziemi.
- Nie dziękuj- powiedział zawadiacko po czym pocałował mnie w czubek głowy i popędził do szatni.
- To takie romantyczne!- zawołała Karolina, która pojawiła się jak duch.
- Nie powinnaś być czasem w domu?- spytałam oblewając się rumieńcem.
- Powinnam ale postanowiłam, że zostanę i dotrzymam ci towarzystwa- powiedziała z przebiegłym uśmieszkiem na twarzy.
Wzruszyłam tylko ramionami, bo wiedziałam, że jest równie uparta jak ja i nie odpuści. Kiedy weszłam na halę trener rzucił mi jedno karcące spojrzenie mówiące: udało ci się! Gdy zauważył Karolinę powiedział:
- Karolina! Witaj! Co tam u mamy?
- Dobrze- odparła równie wesołym tonem.- Jak zawsze z resztą!
- Pozdrów ją!
- Tak zrobię.
Spojrzałam na nią kątem oka kiedy już siedziałyśmy na podłodze gdyż z niewiadomego mi powodu nie był krzesełek. Zauważyła, że się jej przyglądam i spytała:
- Co?
- Nic. Tak ci się przyglądam i stwierdzam, że nic się nie zmieniłaś od czasów liceum.
- Wiecznie młoda!- krzyknęła i podniosła zaciśnięte pięści w geście zwycięstwa.
- No tego bym nie była taka pewna, bo gdzieniegdzie już ci się zmarszczki pojawiają!- zaśmiałam się.
- Gdzie?!- spytała z przerażeniem malującym się na twarzy.
Przywaliłam sobie tylko otwartą dłonią w czoło i mruknęłam:
- Na dupie.
Dostałam mocnego szturchańca w ramię.
- Aua!- krzyknęłam rozcierając sobie rękę.- To bolało.
- Miało boleć!- zaśmiała się.
Długo jeszcze się przekomarzałyśmy i żartowałyśmy do czasu aż nie podszedł do nas trener.
- Karolina, Ania macie może ochotę zagrać? Potrzebuję akurat dwóch osób żeby były równe składy. O ile oczywiście chcecie i macie rzeczy do gry.
Spojrzałyśmy na siebie z Ziarnkiem i razem powiedziałyśmy:
- Pewnie!
- Tylko musicie być gotowe za 5 minut, a ty Ania, oczywiście nic nie możesz powiedzieć ojcu, bo by mnie zabił.
Pokiwałyśmy głowami w drodze do damskiej szatni. Szybko się przebrałyśmy. Włosy związałam i zaplotłam w warkocz. Wyjęłam swoje stare buty i założyłam je. Gdy tylko weszłyśmy na sale chłopcy od razu nas zauważyli i rzucili sobie zdziwione spojrzenia.
- Dobra! Wszyscy do mnie! Przeczytam wam składy w których będziecie grać. Będą totalnie pomieszane. Musicie sobie radzić w różnych sytuacjach dlatego też poprosiłem dziewczyny, żeby z wami zagrały. Drużyny będą pięcioosobowe. A więc grupa pierwsza: Alek, Lukas, Kosok, Schops i Grzybek- dało się słyszeć pomruki zadowolenia.- grupa druga: Konarski, Lotman, Nowakowski, Karolina i Perłowski.
- Teraz musisz być dla mnie miły Dawidek, jeżeli chcesz dostać piłkę!- wtrąciła Ziarenko. Zaśmiałam się cicho.
- Trzecia grupa to: Drzyzga, Penchev, Ignaczak, Veres i Anka. Proszę bardzo, teraz weźcie piłki, rozluźnijcie się i omówcie taktykę.
- Dobra moja kochana drużyno Actimela!- zawołał podekscytowany Igła.- Ktoś ma jakieś propozycje taktyki?- spytał lustrując nas wzrokiem.
- Nie mamy atakującego, a mamy trzech przyjmujących i libero- stwierdziłam rzeczowo- więc najlepiej jeżeli ty Fabian zajmiesz się rozegraniem, oczywiście, Krzysiu, ty będzie naszym aniołem stróżem, czyli libero, Veres i Penchev- tu zmieniłam język na angielski, żeby Peter połapał się o co chodzi- wy zajmiecie się przyjęciem, a ja atakiem- gdy zauważyłam ich niepewne spojrzenia powiedziałam:- Oni nie znają mojego stylu gry. Przynajmniej Jedynki. Nie wiedza jak zagrywam, jak kiwam, jak atakuję, a już tym bardziej jak obijam blok więc sądzę, że to dość dobry pomysł. Z dwójkami się pokombinuje, przesunięte krótkie, pierwsze tempo i jakoś damy radę.
- Dobra, może być- zgodził się Fabian.
Reszta tylko pokiwała głowami. Wiedziałam, że nie są zbyt pewni mojego pomysłu. Rzuciłam okiem na inne zespoły. Jedynka już zaczęła ćwiczyć z piłką. Można powiedzieć, iż to była gruba śmierci. Dójka miała problem w postaci Karoliny i Dawid. Widać było, że już skaczą sobie do gardeł ale ja znałam prawdę.
- Musimy uważać na duet Konan i Ziarenko. To jest atut Dwójki, o którym nic nie wie Jedynka, więc na początek daje nam jako tako przewagę. Gdy będziemy grać z drużyną Karoliny blok ma podążać za mną i skakać równo ze mną- zarządziłam głosem generała.- Po jakimś czasie rozgryziecie ich styl. Mam nadzieję, że najpierw zagramy z Alkiem, będą zaskoczeni- już chciałam powiedzieć, że czas się porozgrzewać lecz rzuciłam jeszcze jedną uwagę.- W miarę możliwości urozmaicajcie zagrywkę, raz flot, raz serw od niechcenia, raz mocna śruba na któregoś z zawodników. Mają być skołowani.
- No to już wiemy kto tu dowodzi- mruknął Igła.
Klepnęłam go w ramię i rzekłam:
- Może i ja jestem generałem grupy ale ty jesteś naszym duchem.
- Jak słodko!- zaśmiał się Penchev.
- Dobra bierzcie piłki i do ćwiczeń- powiedziałam zaganiając ich w kierunku siatki z Mikasami, a sama usiadłam z boku i porozciągałam się trochę. Szczególną uwagę poświęciłam plecom i kolanu. Zorientowałam się, że kompletnie zapomniałam o ochraniaczach. Rozejrzałam się pośpiesznie szukając kogoś kto być może ma zapasowe. Nie myśląc zbyt długo podeszłam do swojej drużyny i spytałam:
- Ma ktoś pożyczyć ochraniacze?
- Ja mam tylko jeden- powiedział Fabian.
- A ja drugi!- zaśmiał się Krzysiu.
Już po chwili paradowałam w lekko za dużych ochraniaczach. Lewy był biały, a prawy czarny. Zdążyłam odbić piłkę, dosłownie, trzy razy gdy trener powiedział że pierwszy mecz odbędzie się pomiędzy Dwójkami, a Jedynkami. Mecz był strasznie zacięty. Karolina z Dawidem czarowali na boisku, Ziarenko nieźle się spisała niestety, drużyna Alka szybko się ogarnęła i wygrała. My mieliśmy zagrać z wygranymi tego meczu, więc serce biło mi jak młot gdy tylko weszliśmy na boisko.
- Blada się zrobiłaś. Wszytko dobrze?- spytał zmartwiony Fabian, który nie wiadomo skąd pojawił się za moim ramieniem. Rzuciłam mu jeden szybki uśmiech.
- Pewnie, wszystko okey!- muszę tylko zagrać na tyle zajebiście, żebyście wszyscy nie pomyśleli, że jestem totalną pokraką.
- Spokojnie. Będziesz miała najlepsze wystawy na świecie!- zaśmiał się.
Posłałam mu kuksańca śmiejąc się.
- To się nazywa skromność.
- Zakochańce?! Możemy zacząć?!- nabijał się Kosok, który już stał na zagrywce.
- Ależ proszę bardzo!- mruknęłam oblewając się rumieńcem.
Grzesiu zagrał dość trudną zagrywkę ale Niko bez problemów przyjął, a Drzyzga wystawił mi piłkę na przesuniętą krótką. Idealnie zamaskował zagranie więc miałam czystą siatkę. Postanowiłam, że na 'dzień dobry' pokażę im na co mnie stać. Dwa kroki, wybicie, mocny zamach i wbiłam piłkę z głośnym plaskiem między Kosoka i Schopsa. Ci tylko spojrzeli po sobie z oczami jak pięć złoty. Posłałam im cwaniacki uśmiech. No to będzie ciekawie! Z każdą kolejną piłką coraz bardziej się rozkręcałam. Wszystko dzięki Fabianowi który dogrywał do mnie idealnie. Nie musiałam się męczyć ze złymi piłkami, nic nie musiałam ratować. Gdy przyszła kolej na mnie, żeby zaserwować, w drodze na pole zagrywki myślałam jaką obrać taktykę. Bałam się, że zepsuję ale postanowiłam zaryzykować. Kiedy stanęłam z piłką około pięciu kroków od końcowej linii boiska, odbiłam piłkę dwa razy, podrzuciłam ją do góry, dwa susy, wyskok i mocna zagrywka prosto pod nogi Grzybka stojącego w drugiej lini. Słabe przyjęcie pociągnęło błędy i piłka była do naszej dyspozycji. Przyjęłam piłkę i posłałam ją do rozgrywającego, szybka piłka do Veresa, a ten zdobywa punkt. Kiedy zebraliśmy się w kółku i skończyliśmy okrzyki radości rzuciłam z pewnością siebie:
- Teraz patrzcie.
Tak jak myślałam cała drużyna stanęła przy końcowej linii sądząc, że zaserwuję mocną piłkę. Ja za to wykonałam taką zagrywkę prawię identyczną jak poprzednią. Z delikatną różnicą przy końcowej części. zwolniłam rękę i musnęłam piłkę śląc ją tuż za siatkę. Żaden nie zdążył przyjąć piłki. Zacisnęłam pięści w geście zwycięstwa i zaśmiałam się dumna z samej siebie. Widziałam, że moja drużyna była pełna podziwu i szacunku względem mnie, co bardzo mi pochlebiało. Bez problemów wygraliśmy tego seta. W drugim były małe problemy ale głównie dzięki Igle i Nikolayowi wygraliśmy. Teraz przyszła kolej na Zabójczy Duet. Nie byłam przyzwyczajona grać przeciwko nim. Zawsze graliśmy razem, więc czułam się nie na miejscu. Ale wiedziałam, że chłopacy liczą na moją wiedzę o ich ataku i czułam, że moja drużyna mnie potrzebuje.
Zaczęliśmy. Gra była strasznie wyrównana. Veres i Fabian idealnie zgrywali się ze mną w bloku. Dobrze czytali z moich ruchów kiedy mieli skoczyć, kiedy blokować. Niestety pierwszego seta przegraliśmy. Było to spowodowane głównie tym, że często byłam blokowana albo Karolina przyjmowała moje największe bomby. Denerwowało mnie to. Po przegrany secie, gdy staliśmy w kółku podjęłam decyzję, że czas na zmiany.
- Koniec pieprzenia się- powiedziałam.- Gramy tak jakby to był mecz o Mistrzostwo Polski. Większość piłek kończących ma lecieć do Nikolaya i Petera. Karolina zbyt dobrze rozczytuje moją grę. Wracam do przyjęcia.
- Tak jest kapitanie!- zawołali zgodnie chłopacy.
Większość zagrywek przyjmowałam dobrze. Oczywiście były braki i lekkie niedokładności ale Fabian wszystko ratował. Kiedy Karolina stanęła na zagrywce wiedziałam, że będziemy mieć gigantyczne problemy. Serw pokierowała na Igłę który sobie nie poradził, byłam przygotowana i popędziłam w kierunku bandy, przeskoczyłam ją i w locie odbiłam piłkę. Tym razem udało mi się wylądować na dwie nogi, szybko wróciłam i zauważyłam, że Penchev przebił piłkę. Niestety moje dogranie było zbyt niedokładne i nie zdołał wyprowadzić porządnego ataku. Perłowski przyjął piłkę, Karolina wystawiła do Konara który wyminął podwójny blok i posłał piłkę w moim kierunku. Błąd. Doskonale znałam jego grę. Przyjęłam piłkę bez problemów, choć czułam jak szczypią mnie ręce. Fabian zagrał przesuniętą, a ja znów popisałam się kapitalnie mocnym uderzeniem. Krok po kroku odbudowywaliśmy stratę i wyszliśmy na prowadzenie. Zrezygnowałam z zawiłych zagrywek. Po prostu obijałam im ręce. Tak samo w ataku. Obijałam blok jak głupia. Nie potrafiłam powstrzymać ręki. Jak tylko dostawałam piłkę kończącą, leciały takie bomby, że nawet Karolina nie wiedziała jak ma przyjąć. Grałam jak w transie. Ledwo czułam jak koledzy poklepują mnie po ramieniu w geście pochwały. Czułam się jak robot. Ale jak szczęśliwy robot. Nie zauważyłam nawet kiedy wygraliśmy mecz. Chłopacy po prostu podlecieli do mnie wzięli na ręce i zaczęli podrzucać. Wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Karolina z uśmiechem na twarzy kręciła głową.
A ja po prostu czułam się szczęśliwa.
Gdy moje nogi dotknęły z powrotem podłogi powiedziałam:
- Dziś jest super fajnie ale nie wiem czy jutro zakwasy pozwolą mi się wyczołgać z łóżka- zaśmiałam się.
- Pamiętaj tylko, że musisz wstać jakoś o 4, bo lecimy do Paryża!- zawołał trener.
Reprezentanci Polski spojrzeli po sobie i krzyknęli:
-DUPARYŻA!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem przypominając sobie odcinek IgłąSzyte.
Razem jeszcze porozciągaliśmy się, żartując z Paryża. Kiedy skończyłam, odpięłam ochraniacz Krzysia i oddałam mu go. Szukałam również Fabiana ale nigdzie go nie widziałam, więc stwierdziłam, że szybko wezmę prysznic i spróbuję go później złapać. W szatni Karolina już się przebierała. Wychodząc spod prysznica, zawinięta w zielony ręcznik, zaplatałam warkocz z mokrych włosów. Nie miałam czasu na suszenie ich. Przebrałam się w ekspresowym tempie i wypędziłam z szatni. Wychodząc doznałam deja-vu, na drewnianej ławce siedział Fabian z mokrymi włosami. Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do niego z ochraniaczem w ręku.
-  Dzięki z pożyczenie- powiedziałam stając naprzeciwko niego. Dziwnie się czułam patrząc na niego z góry. Zazwyczaj muszę zadzierać głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
Podniósł głowę do góry z zawadiackim uśmieszkiem. Wstał i znalazł się niebezpiecznie blisko mnie.
- Zawsze do usług- szepnął z cwaniackimi iskierkami w oczach pochylając się w moją stronę. Cwaniaczek chciał mnie pocałować. Chyba nie będę mu przeszkadzać, pomyślałam. W zachęcającym geście zamknęłam oczy. Objął moją twarz dużymi dłońmi i złączył nasze wargi w delikatnym i romantycznym pocałunku. Był tak słodki i niewinny, że pieprzony idol literacki wielu nastolatek, nie ważne czy to był Edward Cullen, Dimitr Bielikov, Adrian Ivaszkow, Stark, Stefan czy Damon Salvatore nie mógł lepiej całować.
- Na reszcie dałaś się pocałować!- mruknął kiedy rozłączył nasze usta.- Ale warto było czekać- dodał tuż przed złożeniem kolejnego pocałunku na moich wargach.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Uhuhuhu! :D
Oddaję 10 w wasze ręce! ;p
Mam nadzieję, że się podoba ;3
Mam prośbę, żeby osoby które chcą być informowane 
(wszystkie osoby, nawet te które już informuję)
o kolejnych rozdziałach, napisały tutaj komentarz, w którym 
napiszą gdzie chcą dostać wiadomość o nowym rozdziale ;]
Może to być facebook, gg, ask, twitter, cokolwiek chcecie ;p
Do następnego! ;*

Justyna ;*