Siadam na skraju swojego łóżka i wsadzam stopy w pluszowe kapcie. Przeczesuję długie blond włosy drżącą ręką, ocieram na w pół zaschnięte łzy z policzków. Wstałam przed czasem więc wyłączam budzik. Jest godzina 6.13 więc mam jeszcze niecałe cztery godzinny do spotkania o pracę.
To dość śmieszne, że zostałam psychologiem. Osobą która ma pomagać innym z ich problemami, a tym czasem sama nie potrafię sobie poradzić z własną tragedią.
Skoro już o tragedii mowa powinnam chyba wyjaśnić co się stało.
7 lat temu miałam wypadek samochodowy. Prowadził mój tata lecz wypadek nie był z jego winy. Uderzył w nas pijany kierowca. Nasze auto przekoziołkowało i uderzyło w drzewo. Mój tata ledwo uszedł z życiem. Ja za to miałam zmiażdżone kolano i rozległe urazy wewnętrzne. Od tamtej pory zamiast paru kości składających się na kolano mam kawał metalu. Właśnie to zadecydowało o mojej sportowej przyszłości. A raczej jej braku. Nie mogłam tego przeżyć. Siatkówka i konie, z tego się składało moje życie. Do tamtej pory. Długo nie mogłam się pozbierać, popadłam w depresję. Nie chciałam jeść, nie mogłam spać. Po roku znów zaczęłam normalne życie. Sport próbowałam zastąpić wszystkim. Nic mi nie pasowało.Kiedy musiałam wybrać kierunek studiów nie mogłam się zdecydować. W końcu to mój tata podjął decyzję za mnie. Psychologia ze szczególnym naciskiem na psychologa sportowego. Byłam mu wdzięczna że podjął decyzję za mnie, bo wiem że ja sama nic bym nie wybrała i prawdopodobnie do końca życia siedziałabym na garnuszku u ojca. Dwa miesiące temu zaliczyłam wszystkie egzaminy, obroniłam doktorat i inne tego typu sprawy. Nie chciałam robić sobie dłuższej przerwy. Nie lubię siedzieć bezczynnie. I w tym momencie znów do akcji wkracza mój tata wraz ze swoimi znajomościami. Załatwił mi rozmowę o pracę w siatkarskim klubie Asseco Resovia. Nie do końca mi to pasowało, bo wiedziałam, że będę przebywać w towarzystwie osób, które robią to co ja kocham, a czego robić nie mogę. Jednak byłam mu bardzo wdzięczna za pomoc.
Wzięłam szybki prysznic, wyprostowałam włosy po czym związałam je w koński ogon. Pomalowałam rzęsy, użyłam eyelinera aby namalować cieniutką kreskę. Na usta nałożyłam jasną szminkę. Kiedy stanęłam prze garderobą kompletnie nie miałam pojęcia co na siebie włożyć. Była pełna nudnych jednolitych T-shirt'ów i jeansów. Żadnych eleganckich sukienek a co dopiero butów.
- No to żeś się załatwiła, Anka. Nie ma co.
Ostatecznie wybrałam czarne rurki, czarne conversy i biały peplum top (chyba jedyna elegancka rzecz w mojej garderobie, nie licząc torebek) <klik>. Na nadgarstek nasunęłam czarną bransoletkę z perełek, a na uszach zapięłam małe czarne różyczki. Obejrzałam się w lustrze i powiem wam, że byłam nawet zadowolona. Wyglądałam doroślej niż zwykle. Mam 25 lat, a niektórzy dają mi 20. Czasem to irytujące. Wyszłam ze swojego pokoju i zeszłam po drewnianych schodach do przestronnego, jasnego salonu oddzielonego od kuchni blatem z wysokimi krzesłami. Słyszałam jak tata pracuje w swoim biurze. Nie zamierzałam mu przeszkadzać. Lubi pracować pomimo wczesnej czy też późnej pory. Zrobiłam sobie kawę która jest moim nałogiem. Byłam tak zestresowana że nie miałam ochoty na śniadanie. Spojrzałam na zegarek. Godzina 8.47 więc miałam jeszcze mniej więcej pół godziny. Stanowczo za dużo czasu. Zaczęłam nerwowo strzelać palcami.
-Ach, Anno! Ile raz mam ci mówić żebyś tak nie robiła?! Na starość ręce ci się będą trząść!- krzyknął za moimi plecami tata.- Jeżeli się denerwujesz to pożycz tę piankową piłeczkę od Teki.
Teki była naszym bernardynem. Kochana, stara suńka!
- Dzięki tato. Tyle raz widziałam tę piłkę obślinioną przez Grubą, że raczej nie mam ochoty trzymać jej w ręku- odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem (mówię na Teki 'Gruba' z oczywistych powodów).
Nigdy się szczerze nie uśmiechałam a tym bardziej nigdy się nie śmiałam od wiadomego czasu. To co inni ludzie nazywali uśmiechem, ja nazywałam wymuszonym grymasem przypominającym uśmiech.
Westchnęłam głęboko. Czas jechać.
- Dobrze tato. Trzymaj za mnie kciuki.
- Och, nie jest ci to potrzebne. Dasz sobie radę i bez tego! Tylko pamiętaj musisz im się wydać doroślejsza i bardziej otwarta. Dużo o tobie opowiadałem Andrzejowi. Powinno pójść jak z płatka.
- Panikujesz chyba bardziej ode mnie. Dam sobie radę. Zdobędę tę pracę, nie martw się- rzuciłam do niego przez ramię wychodząc z domu. Pogoda była idealna jak na wrzesień. Przysłowiowa piękna polska złota jesień panowała pełną gębą.
Minęłam Ford'a Mustang'a z 2010 stojącego przed wjazdem do garażu. Mój tata ma bzika na punkcie mustangów, w chwili obecnej poluje na Ford'a z 1967. Podeszłam do Audi a7 z 2013 który był prezentem od mojego taty na zakończenie studiów z dobrymi ocenami. Pewnie pomyślicie, że osoba po poważnym wypadku samochodowym ma lęki przed prowadzeniem. BA! Nawet przed wejściem do samochodu. Tak było ale z czasem zaczęłam jeździć samochodem. Oczywiście nie szarżuję, choć mam czym.
Pod Halą Podpromie, gdzie miałam spotkanie, przybyłam za dziesięć, więc miałam mało czasu na znalezienie biura prezesa. Podążyłam do głównych drzwi z nadzieją, że znajdę choć jedną osobę zdolną do pokierowania mnie w odpowiednim kierunku. Znalazłam się w długim korytarzu z paroma drzwiami po każdej stronie. Dzięki Bogu na początku tego cholernego korytarza była recepcja. Za ladą stała dziewczyna, na oko 23 lata. Długie brąz włosy z jasnym blond ombre, brąz oczy, dołeczki w policzkach oraz stanowczo zbyt mocny makijaż. Jak na mój gust białą koszulę można by było zapiąć o jeden guzik więcej gdyż pozostawiona w takim stanie groziła przemarznięciem cycków. Ech.. jak ja nie lubię takich dziewczyn. Pewnie ma zbyt wysokie mniemanie o sobie. Cóż, w tej chwili i tak była mi potrzebna.
- Dzień dobry- zwróciłam się do niej z przyklejonym do twarzy uśmiechem numer 4 .- Chciałabym się spytać czy wie pani gdzie znajdę biuro prezesa Marka Panka?
Kiedy w końcu łaskawie podniosła na mnie wzrok miałam ochotę ją udusić. Czy to źle?
- To raczej jest moja praca żeby wiedzieć- odezwała się piskliwym głosem.Podniosłam jedną brew do góry. Zadziorna. Soo, let's play a game.
- Wybacz. Poprawię moje pytanie...- nie dane mi było dokończyć gdyż przez główne drzwi weszło czterech chłopaków. Wysokich. Dzięki tej jednej uwadze byłam w stanie stwierdzić, że są siatkarzami. Moja rozmówczyni kompletnie straciła mną zainteresowanie. Szybkim ruchem ręki poprawiła włosy, a na jej ustach zagościł lubieżny uśmiech. Przewróciłam tylko oczami.
- Dzień dobry panom!- rzuciła słodziutkim głosikiem, a ja miałam ochotę się zrzygać.
- Dzień dobry, Karola- odpowiedziała cała czwórka, raczej z małym zainteresowaniem. W ostatniej chwili poświęciłam im więcej uwagi aby powiedzieć, że trzech z nich to Ignaczak, Kosok i Achrem. Nazwiska czwartego nie mogłam sobie przypomnieć, choć kojarzyłam go z meczów. Nie spojrzeli nawet na mnie co mnie zadowoliło gdyż nie lubiłam być w centrum uwagi. Przynajmniej od jakiegoś czasu. Kiedy siatkarze zniknęli z naszego pola widzenia powróciłam do naszej rozmowy, głośnym chrząknięciem przypomniałam o swojej obecności.
- A więc gdzie znajdę prezesa?- spytałam zimnym tonem. Karolina westchnęła niczym męczennica.
- Prezesa dziś nie ma. Wziął wczoraj chorobowe- zmarszczyłam brwi. Tym zbiła mnie z pantałyku.
- Jak to? Miałam mieć z nim rozmowę o pracę- odparłam z lekkim szokiem w głosie.
- To ty jesteś... Anna Plińska?- zapytała spoglądając jednocześnie na żółtą karteczkę na której zapewne było napisane moje nazwisko.
- Tak.
- Pan Panek kazał cię pokierować do trenera Kowala. Znajdziesz go już na głównej hali. Za chwilę zaczyna trening- mówiła tonem pani prezes. Przypominała mi trochę panie woźne w szkole. One zawsze myślą, że rządzą tą placówką.
- Dzięki- odpowiedziałam wyniosłym tonem i podeszłam do szeroko otwartych drzwi do hali.
W środku poczułam specyficzny zapach siatkarskiej hali. Wspomnienie z późnego dzieciństwa. Paru chłopaków już ćwiczyło. Konkretnie stali razem na jednej połowie boiska w kółeczku i do siebie odbijali. Wśród nich był Lotman, Tichacek, Perłowski i Schops. Podejrzewam, że dziś będzie okrojony skład gdyż są Mistrzostwa Polski. Choć my odpadliśmy przed wczoraj to myślę, że niektórzy dostali parę dni wolnego.
- A czy to nie czasem nasza mała Ania?- usłyszałam za sobą głos pana Kowala. Był dobrym kolegą mojego taty. Znali się jeszcze z wojska.
Odwróciłam się na pięcie i przywitałam z panem Andrzejem.
- Oj już chyba nie taka mała!- śmieję się.
- Racja, już wyrosłaś. Choć na halę, muszę przypilnować chłopaków, a przy okazji ci wszytko wyjaśnię- powiedział wchodząc do środka. Szłam dwa kroki za trenerem kiedy usłyszałam krzyk:
- Uwaga!
Szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu zagrożenia. Okazało się, że uważać miałam ja. Mocno uderzona piłka po skosie leciała prosto na mnie. Do tej pory nie wiem jakim cudem udało mi się ją przyjąć i odbić na drugą stronę siatki. Dziwiłam się sama sobie, że posiadam jeszcze refleks siatkarki. Paul złapał odbitą przez mnie piłkę i podbiegł do mnie.
- Wszytko okej?- spytał z mocnym amerykańskim akcentem.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Jasne. Nic się nie stało. Przecież to tylko piłka- odpowiedziałam z uśmiechem.
Lekko zmieszany wypowiedział słowa przeprosin i poszedł do swoich towarzyszy którzy dalej się na mnie patrzyli. Ugh.. na serio nie lubię być w centrum uwagi. Od razu się rumienię i wyglądam jak burak. Kowal tylko się na mnie gapił.
- Dlaczego przestałaś trenować?- spytał ze zdziwieniem.- Masz doskonały refleks!
Na serio nie wiem o co im chodziło. Przecież tylko odbiłam piłkę.
- Hmm. Myślę, że przestałam trenować z wiadomych względów- mówiąc to popukałam się palcem w kolano.
- Ach... No tak. Wybacz.
Był równie zmieszany jak Paul. Zadecydowałam że czas pomówić o konkretnych sprawach.
- Przejdźmy do konkretów Panie Andrzeju.
Trener postawił swoją torbę na krzesłach przy bocznej linii boiska.
- Racja. A więc chcemy abyś pracowała u nas jako psycholog. Na początek przez jeden sezon. Do twoich obowiązków należała by rozmowa z graczami, przebywanie na treningach no i oczywiście na meczach oraz turniejach.
Zmarszczyłam brwi. Łatwizna, mogłoby się wydawać. Założyłam ręce na piersi szykując się do poważnej rozmowy.
- Przepraszam ale nie widzę trochę sensu. Wasza drużyna jest na fali. Dwa zwycięstwa Mistrzostwa Polski z rzędu. Dobre relacje w drużynie. Gdzie problem?
Trener uśmiechnął się pod nosem.
- Problemu właściwie nie ma. Po prostu nie chcemy spaść z owej 'fali'. Musimy również zapewnić naszym graczom komfort psychiczny. Jak zapewne wiesz, polskiej części zespołu, nie najlepiej poszło w Mistrzostwach Europy. Chcemy zapobiec ewentualnej katastrofie w Pluslidze.
Zastanowiłam się. Właściwie rzeczywiście nic trudnego.
Decyzja przychodzi mi łatwo. Mam cel. I muszę brnąć do niego jak za starych czasów.
- Panikujesz chyba bardziej ode mnie. Dam sobie radę. Zdobędę tę pracę, nie martw się- rzuciłam do niego przez ramię wychodząc z domu. Pogoda była idealna jak na wrzesień. Przysłowiowa piękna polska złota jesień panowała pełną gębą.
Minęłam Ford'a Mustang'a z 2010 stojącego przed wjazdem do garażu. Mój tata ma bzika na punkcie mustangów, w chwili obecnej poluje na Ford'a z 1967. Podeszłam do Audi a7 z 2013 który był prezentem od mojego taty na zakończenie studiów z dobrymi ocenami. Pewnie pomyślicie, że osoba po poważnym wypadku samochodowym ma lęki przed prowadzeniem. BA! Nawet przed wejściem do samochodu. Tak było ale z czasem zaczęłam jeździć samochodem. Oczywiście nie szarżuję, choć mam czym.
Pod Halą Podpromie, gdzie miałam spotkanie, przybyłam za dziesięć, więc miałam mało czasu na znalezienie biura prezesa. Podążyłam do głównych drzwi z nadzieją, że znajdę choć jedną osobę zdolną do pokierowania mnie w odpowiednim kierunku. Znalazłam się w długim korytarzu z paroma drzwiami po każdej stronie. Dzięki Bogu na początku tego cholernego korytarza była recepcja. Za ladą stała dziewczyna, na oko 23 lata. Długie brąz włosy z jasnym blond ombre, brąz oczy, dołeczki w policzkach oraz stanowczo zbyt mocny makijaż. Jak na mój gust białą koszulę można by było zapiąć o jeden guzik więcej gdyż pozostawiona w takim stanie groziła przemarznięciem cycków. Ech.. jak ja nie lubię takich dziewczyn. Pewnie ma zbyt wysokie mniemanie o sobie. Cóż, w tej chwili i tak była mi potrzebna.
- Dzień dobry- zwróciłam się do niej z przyklejonym do twarzy uśmiechem numer 4 .- Chciałabym się spytać czy wie pani gdzie znajdę biuro prezesa Marka Panka?
Kiedy w końcu łaskawie podniosła na mnie wzrok miałam ochotę ją udusić. Czy to źle?
- To raczej jest moja praca żeby wiedzieć- odezwała się piskliwym głosem.Podniosłam jedną brew do góry. Zadziorna. Soo, let's play a game.
- Wybacz. Poprawię moje pytanie...- nie dane mi było dokończyć gdyż przez główne drzwi weszło czterech chłopaków. Wysokich. Dzięki tej jednej uwadze byłam w stanie stwierdzić, że są siatkarzami. Moja rozmówczyni kompletnie straciła mną zainteresowanie. Szybkim ruchem ręki poprawiła włosy, a na jej ustach zagościł lubieżny uśmiech. Przewróciłam tylko oczami.
- Dzień dobry panom!- rzuciła słodziutkim głosikiem, a ja miałam ochotę się zrzygać.
- Dzień dobry, Karola- odpowiedziała cała czwórka, raczej z małym zainteresowaniem. W ostatniej chwili poświęciłam im więcej uwagi aby powiedzieć, że trzech z nich to Ignaczak, Kosok i Achrem. Nazwiska czwartego nie mogłam sobie przypomnieć, choć kojarzyłam go z meczów. Nie spojrzeli nawet na mnie co mnie zadowoliło gdyż nie lubiłam być w centrum uwagi. Przynajmniej od jakiegoś czasu. Kiedy siatkarze zniknęli z naszego pola widzenia powróciłam do naszej rozmowy, głośnym chrząknięciem przypomniałam o swojej obecności.
- A więc gdzie znajdę prezesa?- spytałam zimnym tonem. Karolina westchnęła niczym męczennica.
- Prezesa dziś nie ma. Wziął wczoraj chorobowe- zmarszczyłam brwi. Tym zbiła mnie z pantałyku.
- Jak to? Miałam mieć z nim rozmowę o pracę- odparłam z lekkim szokiem w głosie.
- To ty jesteś... Anna Plińska?- zapytała spoglądając jednocześnie na żółtą karteczkę na której zapewne było napisane moje nazwisko.
- Tak.
- Pan Panek kazał cię pokierować do trenera Kowala. Znajdziesz go już na głównej hali. Za chwilę zaczyna trening- mówiła tonem pani prezes. Przypominała mi trochę panie woźne w szkole. One zawsze myślą, że rządzą tą placówką.
- Dzięki- odpowiedziałam wyniosłym tonem i podeszłam do szeroko otwartych drzwi do hali.
W środku poczułam specyficzny zapach siatkarskiej hali. Wspomnienie z późnego dzieciństwa. Paru chłopaków już ćwiczyło. Konkretnie stali razem na jednej połowie boiska w kółeczku i do siebie odbijali. Wśród nich był Lotman, Tichacek, Perłowski i Schops. Podejrzewam, że dziś będzie okrojony skład gdyż są Mistrzostwa Polski. Choć my odpadliśmy przed wczoraj to myślę, że niektórzy dostali parę dni wolnego.
- A czy to nie czasem nasza mała Ania?- usłyszałam za sobą głos pana Kowala. Był dobrym kolegą mojego taty. Znali się jeszcze z wojska.
Odwróciłam się na pięcie i przywitałam z panem Andrzejem.
- Oj już chyba nie taka mała!- śmieję się.
- Racja, już wyrosłaś. Choć na halę, muszę przypilnować chłopaków, a przy okazji ci wszytko wyjaśnię- powiedział wchodząc do środka. Szłam dwa kroki za trenerem kiedy usłyszałam krzyk:
- Uwaga!
Szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu zagrożenia. Okazało się, że uważać miałam ja. Mocno uderzona piłka po skosie leciała prosto na mnie. Do tej pory nie wiem jakim cudem udało mi się ją przyjąć i odbić na drugą stronę siatki. Dziwiłam się sama sobie, że posiadam jeszcze refleks siatkarki. Paul złapał odbitą przez mnie piłkę i podbiegł do mnie.
- Wszytko okej?- spytał z mocnym amerykańskim akcentem.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Jasne. Nic się nie stało. Przecież to tylko piłka- odpowiedziałam z uśmiechem.
Lekko zmieszany wypowiedział słowa przeprosin i poszedł do swoich towarzyszy którzy dalej się na mnie patrzyli. Ugh.. na serio nie lubię być w centrum uwagi. Od razu się rumienię i wyglądam jak burak. Kowal tylko się na mnie gapił.
- Dlaczego przestałaś trenować?- spytał ze zdziwieniem.- Masz doskonały refleks!
Na serio nie wiem o co im chodziło. Przecież tylko odbiłam piłkę.
- Hmm. Myślę, że przestałam trenować z wiadomych względów- mówiąc to popukałam się palcem w kolano.
- Ach... No tak. Wybacz.
Był równie zmieszany jak Paul. Zadecydowałam że czas pomówić o konkretnych sprawach.
- Przejdźmy do konkretów Panie Andrzeju.
Trener postawił swoją torbę na krzesłach przy bocznej linii boiska.
- Racja. A więc chcemy abyś pracowała u nas jako psycholog. Na początek przez jeden sezon. Do twoich obowiązków należała by rozmowa z graczami, przebywanie na treningach no i oczywiście na meczach oraz turniejach.
Zmarszczyłam brwi. Łatwizna, mogłoby się wydawać. Założyłam ręce na piersi szykując się do poważnej rozmowy.
- Przepraszam ale nie widzę trochę sensu. Wasza drużyna jest na fali. Dwa zwycięstwa Mistrzostwa Polski z rzędu. Dobre relacje w drużynie. Gdzie problem?
Trener uśmiechnął się pod nosem.
- Problemu właściwie nie ma. Po prostu nie chcemy spaść z owej 'fali'. Musimy również zapewnić naszym graczom komfort psychiczny. Jak zapewne wiesz, polskiej części zespołu, nie najlepiej poszło w Mistrzostwach Europy. Chcemy zapobiec ewentualnej katastrofie w Pluslidze.
Zastanowiłam się. Właściwie rzeczywiście nic trudnego.
Decyzja przychodzi mi łatwo. Mam cel. I muszę brnąć do niego jak za starych czasów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
hej, Hej, HEJ!
Jak się podoba rozdział 1?
Trochę długi ale krótszy nie mógł być ;p
Oddaję go w wasze ręce ;]
do następnego!
Justyna ;*